Omawianie antykomunistycznego climaxu osiąganego przez wszystkie prawice Rzeczypospolitej 22 lipca nie ma sensu. Wszyscy już tę mantrę znają na pamięć. Wraz z ogłoszeniem Manifestu PKWN w Polsce rozpoczęła się mroczna epoka wiecznego stanu wojennego, cały naród żywił się tylko octem spirytusowym, na dodatek okradziono go z papieru toaletowego, a za każdym rogiem czaiła się bezpieka, którą kierował Zygmunt Bauman. Strajkujących robotników rozstrzeliwano w każdy weekend, do 1989 r. naród cierpiał głód, nędzę i choroby, Bierut i Gomułka zjadali małe dzieci, a Jaruzelski dokonał Holocaustu na Polkach i Polakach. Na szczęście Jan Paweł II, Lech Wałęsa i Ryszard Kukliński pokrzyżowali plany ostatecznego unicestwienia narodu; potem przyszedł Wilczek i Balcerowicz i już wszystko było dobrze; z dnia na dzień jest coraz lepiej.
Powódź takich bzdur, która zalała przestrzeń publiczną w Polsce tuż po transformacji, nie została osuszona nigdy. Dlatego dziś dławimy się gęstniejącym bagnem tej antykomunistycznej gnostyki, na której PiS tak pięknie pływa. Opozycja zresztą też. Ale co gorsza, w tej matni obłędnego diabolizowania „komunizmu” zaginęła wszelka wiedza o dokumencie, na który wszyscy mają teraz obywatelski obowiązek rytualnie popluwać.
Tymczasem Manifest Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego ogłoszony 22 lipca 1944 r. zawiera postulaty, co do słuszności których trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości, jeśli jest się człowiekiem przytomnym.
Zacznijmy od tego, że zniósł on tzw. konstytucję kwietniową, która faktycznie sankcjonowała autorytarny model władzy w Polsce ze skłonnościami do protofaszystowskiej dyktatury; określono ją jako „bezprawną”. Manifest obwieszczał też, iż Krajowa Rada Narodowa oraz Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego są tymczasowymi organami władzy wykonawczej do momentu, w którym możliwy będzie wybór legalnych władz, w trybie przewidzianym przez konstytucję marcową z 1921 r., o wiele bardziej demokratyczną.
Jeżeli chodzi o granice państwa polskiego, wzywano do „powrotu do Ojczyzny” Pomorza i Śląska Opolskiego, walki o Prusy Wschodnie, szeroki dostęp do morza oraz „polskie słupy graniczne na Odrze”. Jednocześnie przewidywano normalizację terytorialno-narodowościową na wschodzie. Ziemie zamieszkałe przez Polaków miały przypaść Polsce, a te zdominowane przez etnos litewski, białoruski czy ukraiński miały zostać włączone do stosownych radzieckich republik. Wszystko to są propozycje i rozwiązania, którym doprawdy trudno odmówić sensu i racjonalności.
Manifest zakładał też możliwie szybką likwidację organów okupacyjnych oraz powołanie Rad Narodowych i Milicji Obywatelskiej celem pilnowania porządku, w tym swobód obywatelskich, które to miały zostać w pełni przywrócone. Wyłączność uczyniono jedynie dla „organizacji faszystowskich”, które to miały być „tępione z pełną surowością”. Cóż, po ostatnich wydarzeniach w Białymstoku niejednemu chyba idzie westchnąć, a może nawet zapłakać nad tym, że ostatecznie republice ludowej nie udało się raz na zawsze rozprawić ani ze skrajnie prawicowymi trendami, ani z klerykalizmem i władzą kościoła nad społeczeństwem.
Nowe władze opisały w Manifeście również założenia reformy rolnej oraz przejęcie na jej poczet terenów zajętych wcześniej przez Niemców, jak również „zdrajców” i „obszarników”, czyli majątków powyżej 50 ha. Latyfundyści mieli być wywłaszczeni bez odszkodowań. Przejęta ziemia miała zostać rozdzielona pomiędzy mało- i średniorolnych chłopów i stanowić ich indywidualną własność. Zapewniono też o zniesieniu kontyngentów wymuszanych przez okupanta.
Na tym nie koniec. Manifest PKWN zapowiadał także wprowadzenie płacy minimalnej, utworzenie sieci instytucji ubezpieczeń społecznych i emerytalnych, wdrożenie rozbudowanego systemu opieki socjalnej oraz likwidację „nędzy mieszkaniowej”. Deklarowano też wsparcie dla spółdzielczości i drobnych indywidualnych przedsiębiorców. W końcu obiecywano też wprowadzenie powszechnego, dostępnego, bezpłatnego i systemu obowiązkowego szkolnictwa na wszystkich szczeblach.
O co więc chodzi? Co i komu się nie podoba w tym dokumencie? Co lepszego można było zaproponować zmęczonemu wówczas pięcioletnią wojną społeczeństwu? Może niższe podatki? Albo zakaz aborcji? A może „strefy wolne od LGBT”?
Manifest PKWN był znakomitą platformą programową. Dziś Biedroń, Czarzasty i Zandberg powinni stworzyć jego nowoczesną wersję i rozwieszać po słupach w każdym mieście i wsi. Niestety, przespali rocznicę.
Niech się święci 22 lipca!
{paypal-2]