Site icon Portal informacyjny STRAJK

Manifestacje przeciw obostrzeniom covidowym. Strategia berlińska

"Maska czyni wolnym" - część manifestantów w Berlinie uważa restrykcje covidowe za "faszystowskie". twitter

Nasz wczorajszy materiał o manifestacji w Berlinie zwanej skrótowo „antymaseczkową”, wywołał krytykę naszych Czytelników, zarówno tych, którzy solidaryzują się z manifestantami, jak i tych, którzy uważają ich za „szurię” (wariatów). Sporne kwestie były w zasadzie dwie: dotyczyły liczby manifestantów, oraz oceny, czy była ona „ekumeniczna”, czy też stała pod znakiem skrajnej prawicy.

Z wczorajszej manifestacji w Berlinie. twitter

Co do liczby, bodaj jedyni w Polsce podaliśmy wczoraj, że manifestowało „kilkadziesiąt tysięcy” ludzi. Media tzw. głównego nurtu, TVN, Polsat, czy inne, jeśli już podawały informację o berlińskiej demonstracji, powtarzały to, co powtarzały na ogół media w Europie: że przyszło 18 tys. osób. Była to tzw. pierwsza liczba policyjna, i wyszło tak, ponieważ media na ogół automatycznie powtarzają za policją, jako głosem władzy. Dziś w Berlinie padła druga liczba policyjna (38 tys.), czyli na manifestacji było 50-60 tys. ludzi, bo w Niemczech policja podaje najwyżej dwie trzecie, jeśli manifestacja jest antyrządowa.

Jak pisaliśmy, część manifestantów pozostała na ulicach, mimo jej „rozwiązania” przez policję już na początku, ze względu na brak nakazanego dystansu między ludźmi. Ten domyślny brak był zresztą pretekstem do zakazania manifestacji przez lewicowe władze miasta, co zostało w piątek obalone przez sąd. Manifestacja była bez wątpienia politycznie „ekumeniczna”, choć skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) próbowała się pod nią jakoś podpisać, w poszukiwaniu ludowego poparcia. W wielkim tłumie była niemal niewidoczna, więc jej aktywiści w kilkusetosobowej grupie postanowili się wyróżnić i spróbować „zaatakować” Reichstag (parlament).

Grupa manifestantów pod Reichstagiem,. twitter

Dziś ten incydent był eksploatowany przez znaczną część klasy politycznej i mediów. Sam prezydent Steinmeier mówił o „ataku na serce demokracji” dokonanym przez skrajną prawicę. Minister sprawiedliwości Christina Lambrecht wezwała do obrony przed „neonazistami i wrogami demokracji”. Media zaraz przypomniały o spiskowym podpaleniu Reichstagu przed hitlerowców, co stworzyło wrażenie, że cała sobotnia manifestacja antymaseczkowa była wręcz nazistowska, co jednak nie jest prawdą.

Prawdą jest, że wśród kilkuset „atakujących” Reichstag główną grupę stanowili najwyraźniej ludzie z prawicy. Było tam z dziesięć flag imperialnych Niemiec sprzed I wojny światowej, identyfikowane z AfD, i potem jeden spóźniony manifestant z hitlerowskim symbolem „Bóg z nami”. Ale nawet ten „atak”, który zatrzymał się na schodach, nie był jednolity politycznie. Były zwykłe flagi kilku krajów, lewicy LGBT, napisy „Pokój” i symbole anarchistów. Tym niemniej, jest czym się martwić.

Spóźniony neonazista pod Reichstagiem. twitter

Politycy, również lewicowi, doskonale wiedzą, że niechęć do maseczek, która symbolizuje irytację obostrzeniami covidowymi, przenika do wszystkich ugrupowań politycznych i jest zresztą całkiem silna na lewicy. Np. w Paryżu, Londynie, czy Zurychu, gdzie odbyły się wczoraj podobne (sporo mniejsze) manifestacje, media traktują antymaseczkowców raczej zwyczajową litanią „adeptów teorii spiskowych”, „antyszczepionkowców” itp., czyli jako „wariatów”, jednak nie hitlerowców.

Manifestacja przeciw obostrzeniom covidowym w Berlinie, wczoraj. twitter

Szczególna sytuacja w Niemczech, gdzie AfD próbuje przejąć ludzi, którzy „chcą widzieć uśmiechy dzieci”, wcześniej, czy później musi sprowokować pytanie, czy polityka innych partii, które całkiem odcinają się od swych zróżnicowanych pod względem maseczkowym dołów, jest dobra. Czy oddanie pola skrajnej prawicy jest dobre. Może to służyć stygmatyzacji, czy kompromitacji zirytowanych restrykcjami ludzi, lecz czy ta strategia nie przyczyni się do czegoś odwrotnego? Prawdę mówiąc wątpliwości na ten temat pojawiają się już tu i tam, ale w tym chaosie epidemicznym, gdzie sami naukowcy i epidemiolodzy są podzieleni w ocenach i diagnozach, trudno o jakieś decyzje.

 

 

Exit mobile version