Kamil Zaradkiewicz pierwszą swoją decyzją jako p.o. I Prezesa Sądu Najwyższego usunął portrety prezesów SN w latach 1945 – 89, demonstrując swoje umysłowe i moralne barbarzyństwo. Postępowanie Zaradkiewicza wyklucza go z towarzystwa ludzi przyzwoitych. Ludzie, którzy odcinają ogon własnej przeszłości, która budowała ich dzisiejszą pozycję, są nie tylko godni najwyższej pogardy, ale są przede wszystkim żałośni.
Wielki kirgiski i rosyjski pisarz Czingiz Ajtmatow w opowiadaniu ”Dzień dłuższy niż stulecie” opisuje straszną torturę stosowaną przez jedno z pustynnych plemion Kirgizji: na ogoloną głowę skrępowanego jeńca nakładano wilgotną skórę wielbłąda, która kurcząc się pod wpływem słońca pozbawiała go woli i pamięci – zapominał, skąd jest, jak się nazywa. Stawał się bezwolnym i ślepo wykonującym polecenia swego pana niewolnikiem – mankurtem. Łatwiej zabić człowieka niż pozbawić go woli i pamięci, pisał Ajtmatow. Jak widać, czasem się jednak udaje. Zaradkiewicz jest takim właśnie mankurtem.
„Gazeta Wyborcza” w artykule Wojciecha Czuchnowskiego i Justyny Dobrosz-Oracz zareagowała nie na decyzję Zaradkiewicza dotyczącą portretów, bo o niej wtedy jeszcze nie wiedziała, tylko na sam fakt zaprzęgnięcia się sędziego do rydwanu zwycięzców.
Sięgnięto do najlepszych wzorców pałkarskich mediów z marca 1968 roku. Zaradkiewiczowi trudno udowodnić brak wiedzy, bezpodstawność otrzymania przez niego kolejnych tytułów naukowych, sięgnięto zatem do ataków personalnych w sposób, który wywołuje mdłości.
Dziennikarski duet skupia się na dwóch najważniejszych dla autorów sprawach: że Zaradkiewicz zażywał substancje halucynogenne oraz że jest homoseksualistą.
Tak, tak, ja wiem, co mi odpowiedzą obrońcy „Gazety Wyborczej” i stosowanej przez nich metody: że nieheteroseksualna orientacja jest dla nich tak oczywista i niedyfamująca, że po prostu potraktowali to jako zwykłą informację. Nieprawda. I o tym, że to kłamstwo wiedzą doskonale w „Gazecie Wyborczej” i wiedzą, że my o tym wiemy. Jest bowiem pewna cienka, ale zauważalna granica informowania o głęboko prywatnych sprawach ludzi publicznych. Jeżeli któryś z nich sam mówi o tym, z kim dzieli gospodarstwo domowe, to tak, wówczas informowanie o tym jest naturalne i nie wywołujące wrażenia instrumentalnego traktowania informacji. Jeżeli zaś ktoś o tym nie mówi publicznie, nie fotografuje się ze swym partnerem/ką, to może nie ma ochoty o tym mówić? Uszanowanie tej niewypowiedzianej, ale łatwo czytelnej woli dzieli poważne gazety od cuchnących ekskrementami szmatławców. I linię tę „Gazeta Wyborcza” z lekkością bojówkarza w pierwszym szeregu brudnej walki politycznej, przekroczyła.
Zwracam uwagę, że nie piszę jedynie o autorach tego tekstu, lecz używam tytułu gazety. Bo przecież nie jest tak, że dwójka dziennikarzy sama wpadła na pomysł podłego w swej wymowie artykułu, że tylko oni sami go napisali, cichcem go przemycili przez korytarze redakcyjne i wpisali do komputera. Tak nie było, ktoś to czytał, poprawiał, akceptował, chwalił dziennikarzy za sprawność pióra. Cała „Gazeta Wyborcza” niesie haniebne odium tego podłego artykułu.
Kamila Zaradkiewicza, jak i każdego człowieka, trzeba bronić przed takimi metodami opluwania medialnego, zastosowanego przez „Gazetę Wyborczą”. W imię tych zasad, które Zaradkiewicz tak nikczemnie podeptał.
Assange o zagrożeniu wolności słowa
Twórca WikiLeaks Julian Assange po kilkunastu latach spędzonych w odosobnieniu i szczęśliw…
Moim zdaniem autor wybrał bardzo nietrafnie przykład gazetowej „brudnej walki politycznej”.
Czy GW napisała nieprawdę? Autor nie zaprzecza , że Zaradkiewicz jest homoseksualistą. Może nie jest? Już w wielu krajach pisze się w gazetach o sprawujących różne publiczne funkcje, iż są gejami, często oni sami o tym mówią. I u nas to miewa miejsce.
Czy homofobom i wszystkim innym, nie sięgającym po przemoc w krytyce, ale to praktycznie znaczy, że i im także – można w demokracji odmówić prawa do bycia dobrze poinformowanymi? Czy można informację o osobach publicznych ograniczać do kwalifikacji zawodowych? Niejeden z obywateli dodatkowo , zwłaszcza w wyborach czy przy opiniowaniu, ale w ogóle o wszystkich funkcjonariuszach publicznych, chciałby wiedzieć też czy jest on czy ona praktykującym wyznawcą jakiejś religii. Dotyczy to też takich usługodawców jak lekarze, nauczyciele czy prawnicy.
Zły na LGBT i cały ten dżender, ciemny lud także ma prawo to wiedzieć.
Może się zdarzyć mu objawienie że POPiS ma 2 kasty w jednej.
Ważny jest konkret. Nie chodzi przecież o piłkarza czy czołgistę. Chodzi o sędziego, który bezzwłocznie urządzi pisowski SN i pośrednio o prezydenta, który go na tym stanowisku formalnie urządził. Trudno się w tej sytuacji śmiać , że to najpewniej nakazał własnie Kaczyński. Groteska na podłożu moralności najlepszego, na jaki PiS stać, sortu.
Ja uważam podanie informacji o homoseksualiźmie, tak jak mobingu i „nieprzytomności” w miejscu (konieczny cudzysłów) „pracy” za, zwłaszcza w tym konkretnym przypadku, konieczne demaskowanie ukrywanej przed ciemnym ludem prawdy. Nie jest to „brudna robota polityczna”. I także GW ma do takiej demaskacji prawo.
W tym, co napisal(a?) Greg, najistotniejsze wg mnie jest odniesienie do krytyki antypisowskiej w.GW (zreszta nie tylko tam). Otóż zalozywszy nawet w rozsadnej perspektywie i przy braku oporu ze strony pisu cokolwiek naxbyt zdecydowanego, ze totalna opozycja zdobędzie samodzielna wladze i sie nie pokloci, pamietac.trzeba, iz sam pis oraz wyborcy.i sympatycy tegoz nie znikną i nie przestsna byc, kim sa. Zajdzie koniecznosc ulozenia z nimi modus vivendi, nie wyzbyeajac sie impoderabiliow. Calkowite ich wyeliminowanie wymagaloby metod nieco stalinowsko-maoistyczno-hitlerowskich. Odpada. Pamiętać zaś trzeba też, o sile czlowieczych przekonań, szczegolnie idiotycznych. Proba przekonania pisowcow do swoich pogladpw.itd. natrafilaby na potężny mechanizm dysonansu poznawczego, ktory np.znakomicie widać w dzialaniu przy okazji „cudów” . Można zatemwyeliminowac wplywy np. Balcerowicza, ktory bedac zombi polskiej polityki szkodzi jej dalej. Ale 30proc.pelnoletnich? Jesli bede miał okazję, to porusze chyba najistotniejszy problem Polski pod niemal kazdym względem: zależności, bezalternatywnej od USA…
Problem z Wyborcza et cons. polega na tym, ze jest ona immunizowana na krytyke, a to dlatego, ze dotychczasowa splywala z ust i pior ludzi „ktorych nie mozna obrazic” (to cytat z jednego z.nich). Ekipa Wyborczej wiec sprofilowala kazdego jej krytyka jako fundament.-narod.-relig. itp zaburzonego. A to dalo im bron zabojcza – PRZEMILCZANIE. sporo ludzi, ksiazek, filmow poleglo od.niej. I to dlatego jest wstretna
W przypadku tekstów na GW, istotne jest też to, jak wyglądają komentarze pod nimi na portalach gazeta.pl i wyborcza.pl. Co upoważnia do postawienia tez, że po pierwsze-w komentarzach jest to, czego, z różnych powodów redakcja i dziennikarze nie umieszczają( boja się, mają wątpliwości, zostało w nich jeszcze trochę przyzwoitości ludzkiej-obojętne), po drugie-to nie linia redakcyjna jest problemem, ale odbiorcy. Po prostu jest tak że GW dostarcza swoim „czytelnikom”, prenumeratorom, wyznawcom strawy duchowej takiej, jakiej ci oczekują. Przecież łatwo można zauważyć że najmniejszy odchył od zwierzęcego antypisizmu, paleolitycznego neoliberalizmu, religijnego uwielbienia dla Wałęsy, Balcerowicza i innych „ikon” Unii Wolności, Platformy Obywatelskiej czy beneficjentów „25 lat wolności” powoduje tam erupcję wulkaniczną szamba.
Tym większą pogardą należy traktować część „lewicowców” nadal GW wielbiących , czytających ją a nawet usiłujących tam publikować. Bo nawet jeśli myślą oni że w ten sposób niosą jakiś kaganek oświaty dla tych zakutych pał, to tak można było sądzić 5 lat temu, licząc na to ze jakiś gen autorefleksji po kolejnych porażkach takiej polityki i narracji się u nich pojawił i że padnie to na podatniejszy grunt. Nie pojawił i nie pojawi. Tamta publika lubi tylko te piosenki, które już zna i słyszała.
GW jest tylko pokrywką szamba. szambem są jej czytelnicy.
Ale też GW takich czytelników sobie wyhodowała.
Hahaha Wyborcza zrobiła zarzut z tego że gościu jest gejem? Ale jaja…!!
Przy całym szacunku dla Autora – nie zgadzam się.
W środowisku LGBT+ opinie co do outingu kryptohomoseksualistów (aktywnie zaangażowanych w propagowanie homofobii oraz popieranie ugrupowań i partii, których jednym z wyznaczników jest homofobia) są podzielone. Ja osobiście jestem za bezwzględnym outowaniem takich osób, hipokrytów niezmiernie szkodliwych w skali społecznej, a także podatnych na manipulowanie z różnych stron. Jest wielkim błędem, że działania outingowe nie są prowadzone systematycznie i w sposób dokumentalny przez organizacje i grupy walczące o prawa mniejszości. No, ale kluczowe jest słowo “walczące”… Kwestia dotyczy także grup i partii walczących o prawa pracownicze, o lepszy ustrój ekonomiczno-społeczny. O ile grupy są, to partii mainstreamowych nie ma, stąd mamy – co mamy: strach przed najlżejszą identyfikacją z socjalizmem, nie mówiąc o komunizmie.
Outing, to nie cyniczne wykorzystywanie sprawy nieistotnej w sferze politycznej i pseudopolitycznej. Kwestia “ideologii LGBT” jest jednym z podstawowych wątków narracji reżimu i socjotechnicznym elementem skutecznego sprawowania władzy przez PiS.
W 1968 r. do czasu inwazji Izraela żydowskość nie była widoczna jako polityczna (jako internacjonalistycznie nieistotna; pomijam tradycyjny katolicko-polski antysemityzm, pogromy – jak element nie należący do narracji władzy óczesnej). Natomiast po, kwestia popierania agresywnych działań państwa Izrael stała się dla części nomenklatury i inteligencji kluczowa, a następnie została przedstawiona najpierw dla przeciwników władzy, a następnie wzmocniona przez propagandę “wolnego zachodu”. Nie ma więc moim zdaniem analogii ze zmitologizowanym rokiem 1968.
Pełna zgoda panie Macieju — chooj mnie obchodzi czy ktoś jest hetero czy homo ważne aby był CZŁOWIEKIEM!!!!!! Zaradkiewicz nie jest mendą z powodu orientacji ale z powodu chorych przekonań..
Michnik&Wyborcza to złamane kutasy!!!!!!
„Nie ma wolności, dla wrogów wolności” mawiał Louis de Saint-Just, jeden z ojców Wielkiej Rewolucji Francuskiej.
Na fejsie Orlińskiego możecie zobaczyć jak cała redakcji broni linii partii.
GW nigdy nie była inna, a jej naczelny przynajmniej raz – w przypadku Lwa Rywina – postąpił jak zwykły łajdak i konfident.
PS. Nasuwa się jednak dylemat: Czy łajdak atakujący innego łajdaka jest tym dobrym czy tym złym.
Myślę, że to wykracza poza prostą dychotomię dobra i zła… polskie media i polska władza cudownie podzielone na dwie frakcje tej samej chorej od początku panny S to twory wyraźnie obłąkane, a czy człowiek chory na głowę może być zły?
Łajdak miał wówczas zupełnie inny cel niż dziś się przypisuje. Nie na darmo wcześniej w GazWybie pojawiły się panikarskie tytuły ,,ZATRZYMAĆ SLD”!