W największym zamorskim ośrodku dla uchodźców kierowanym przez Australię częściowo odcięto dostawy prądu i wody. Władze chcą zmusić imigrantów do opuszczenia ośrodka na wyspie Manus.
Migranci mieliby przenieść się do pobliskiego „centrum tranzytowego”, jednak większość z przebywających obecnie w kompleksie 800 mężczyzn odmówiło. Boją się zmian. Przeciwko relokacji buntują się również mieszkańcy Papui-Nowej Gwinei. Uchodźcy boją się przemocy ze strony mieszkańców, boją się też pogorszenia już i tak skandalicznych warunków. Australijskie obozy dla nielegalnych imigrantów na Manus i w Nauru wielokrotnie znajdowały się w ogniu krytyki ONZ. Teraz Australia postanowiła na dobre się ich pozbyć i swój plan wdraża siłą. To Australia zawiaduje ośrodkami dla nielegalnych imigrantów, choć rządowi Papui-Nowej Gwinei jest na rękę, żeby wokół tragicznych warunków w obozach przestało być wreszcie głośno.
W zeszłym tygodniu przebywający w kompleksie Foxtrot zostali poinformowani, że mają tydzień na podjęcie decyzji o przenosinach, bo ośrodek zostanie rozebrany. – Nie wiedzieliśmy, czy mówili to na poważnie, czy była to część praktyk zastraszających. Odcięli wodę i prąd dzisiaj po południu – powiedział w poniedziałek Reuterowi jeden z uchodźców z Sudanu.
Imigranci z australijskich ośrodków są przerzucani jak gorące kartofle. Sąd Najwyższy w Papui-Nowej Gwinei uznał je za niezgodne z konstytucją. Kraj buntuje się przeciwko polityce Australii, która obciąża również jego wizerunek. Australijska marynarka nadal zawraca łodzie z imigrantami i zrzuca ich do obozów z nieludzkimi warunkami. Co czeka przesiedlonych siłą mężczyzn, dopiero się okaże. Być może podzielą los tych uchodźców, którym wspaniałomyślnie zaoferowano życie w Kambodży, która podpisała umowę z Australią na bycie jej „magazynem” niechcianych imigrantów. Do Australii najczęściej próbują przedostać się uchodźcy z Pakistanu, Afganistanu, Syrii i Somalii.