Kompromitacja policji, agresywni kibole atakujący uczestników i dziennikarzy, płacz dzieci i przerażenie normalnych mieszkańców. A także grupa dzielnych ludzi, którzy w ekstremalnych warunkach artykułowali równościowe postulaty. Tak w dużym skrócie wyglądał Białystok w dniu pierwszego w historii Marszu Równości.
– Ja wiedziałam, że tak będzie – mówiła z płaczem 7-8 letnia dziewczynka przy ambulansie. Chwilę wcześniej, podobanie jak jej brat, dostała policyjnym gazem po oczach. Rodzice zabrali swoje pociechy w największy kocioł homofobicznej zadymy. W tłumie zbirów ścierających się z policją była też rodzina z wózkiem.
Marsz Równości w Białymstoku. Hejterzy marszu zabrali małe dzieci na zadymę. Dzieci dostały gazem. „Wiedziałam, że tak będzie” – mówi płacząca dziewczynka.
Tak wygląda „normalna rodzina” pic.twitter.com/LaoghpXy3H— Strajk.eu (@strajkeu) July 20, 2019
To nie jedyna wstrząsająca scena, ukazująca skrajną nieodpowiedzialność i skutki bezmyślnej agresji przeciwników białostockiego Marszu Równości. Co najmniej kilkanaście osób zostało pobitych lub poturbowanych przed oraz podczas demonstracji. Bandyci, w większości ubrani w barwy miejscowej Jagiellonii, najpierw napadali na grupy osób zmierzające w kierunku placu NZS, gdzie miał się rozpocząć marsz, a następnie wdzierali się w kolumnę pochodu, korzystając z biernej postawy policji, która nie była w stanie, bądź nie chciała zapewnić bezpieczeństwa maszerującym.
Kordon mundurowych był dziurawy jak szwajcarski ser; zdarzały się momenty, kiedy chuligani atakowali jednocześnie z frontu oraz od tyłu. Funkcjonariusze reagowali stanowczo głównie wtedy, gdy agresorzy zagrażali bezpośrednio im: kiedy w stronę marszu leciały butelki, w tym również szklane, petardy, jajka. Przez całą trasę pochodowi towarzyszyły grupy oszalałych homofobów. Obrażane były osoby starsze, które ośmieliły się pozdrowić marsz z chodnika, wyśmiewane były osoby z niepełnosprawnością, a kobiety spotykały groźby gwałtu i prymitywne seksistowskie uwagi.
Rzecznik białostockiej policji widział dramatyczne sceny, ale tylko ze swoimi kolegami w roli poszkodowanych.
– W pewnym momencie doszło do dramatycznych obrazków, podczas których policjanci zostali zaatakowani butelkami i kamieniami czy nawet kostką brukową. Potencjalnymi ofiarami byli także uczestnicy marszu oraz osoby postronne. W tej sytuacji policjanci użyli środków przymusu bezpośredniego. Użyto m.in. granaty hukowe i miotaczy pieprzu – oświadczył nadkomisarz Tomasz Krupa.
Warto podkreślić, że policjanci – w większości momentów bezradni i rozkojarzeni, a w niektórych reagowali z siłą niewspółmierną do sytuacji. Hukowe granaty i gaz pieprzowy były miotane z nieszczególną precyzją, przez co dosięgały również uczestników marszu i dziennikarzy. Nad pochodem przez cały czas leciał śmigłowiec straży granicznej, schodząc momentami tak nisko, że z głów spadały czapki i kapelusze, co w efekcie potęgowało atmosferę stanu wyjątkowego.
W niebezpieczeństwie byli również dziennikarze. Na wysokości Alei Sienkiewicza, gdzie kibole próbowali stworzyć blokadę, kilkunastu z nich napadło na fotoreporterów. Dziennikarze byli kopani i popychani. Reporter Oko.press, który filmował przebieg wypadków został natomiast opluty.
Wszystko to w ramach wydarzenia zwołanego pod hasłem pikniku rodzinnego, który miał „promować tradycyjne wartości i więzy rodzinne”. Zgrupowanie nienawiści, które potem przerodziło się w zadymę było objęte patronatem marszałka województwa i metropolity białostockiego.
– Byliśmy, ale uciekliśmy. Myślę tylko o tym, by 25 osób, które z nami przyjechały, wróciły bezpiecznie. Bardzo smutny dzień – napisała na Facebooku Patrycja, która przyjechała na marsz z Warszawy.
– Faszyści krążą dookoła marszu i tłuką ludzi! Policja stoi i NIC nie robi! Pozwala im rzucać jajkami, butelkami, petardami, bić kobiety i mężczyzn. Co to ma być?! – relacjonował działacz SLD, Jakub Pietrzak.
– Nie uczestniczyłem w marszu przez wzgląd na osoby, które zastraszone nie były w stanie przedostać się przez ulicę Sienkiewicza. Zostałem z nimi. Nie uważam, że „przeszliśmy”. Wielu osobom nie udało się nawet dołączyć, bo zostały po drodze wyłapane, zawrócone, zastraszone, zwyzywane, pobite. Osobiście byłem świadkiem pięciu pobić, w tym jednego kopania po twarzy – powiedział Portalowi Strajk Wojtek z Warszawy.
Mimo tak dramatycznych wydarzeń i indolencji policji, organizatorzy próbowali zapewnić uczestnikom poczucie wspólnoty. Z głośników wydobywała się wesoła muzyka, były tańce i skandowanie, m.in. „Białystok miastem tolerancji” i „Polska tęczowa, nie narodowa”. Na transparentach można było zobaczyć hasła takie jak: „Miłość nie jest grzechem”, „Równość płci”, „Miłość dla wszystkich ponad wszystko” czy „Miasto bez barier”. W pochodzie wzięło udział około tysiąca osób. Marsz został zorganizowany pod hasłem „Białystok miastem dla wszystkich”.
– Przede wszystkim zawiodła policja, Urząd Miasta i sądy, czyli system prawa – powiedziała Portalowi Strajk Katarzyna Rosińska, organizatorka tęczowego pochodu. – Jestem szczęśliwa, że mimo tego udało się przeprowadzić Marsz. To było historyczne wydarzenie i czuję dumę, że tyle osób mogło się świetnie bawić w Białymstoku w imię równości i tolerancji – zaznaczyła.
– Najbardziej zapadnie mi w pamięci – wbrew pozorom – nie trudny początek, ale ta część trasy na al. Piłsudskiego, kiedy była głośna muzyka, świetna impreza, i spojrzałam na platformę; zobaczyłam na niej banery Tęczowego Białegostoku, popatrzyłam do tyłu, zobaczyłam genialną imprezę. Oczy mi zaszły łzami z dumy i wzruszenia. Że zrobiliśmy to, że pokazałyśmy, że jesteśmy i że to po prostu my – dodała Katarzyna Rosińska.
Więcej o homofobicznych zadymach w stolicy Podlasia już niebawem w reportażu na łamach Portalu Strajk
Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej
Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…
plac NSZ czy NSDAP żadna różnica
No właśnie! Jeśli się czci bandytów, to trudni jest oczekiwać chrześcijańskiej miłości bliźniego. No chyba że to katolicka miłość bliźniego.
A dla fanatyków w miejscowych władzach proponuję by pomiędzy placem NSZ a placem Stepana Bandery poprowadzić Aleję Szaulisów.
„Zagazowane dzieci”.
Czy krematorium też było?
„Policja stoi i NIC nie robi! Pozwala im rzucać jajkami, butelkami, petardami, bić kobiety i mężczyzn. Co to ma być?!”
Z choinki się urwał czy co? Oni są od skrajnie wyczerpującego i ryzukownego oczekiwania na finansowaną przez podatników emeryturę po 40-stce, a nie ochrony swoich sponsorów!