Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł to – jak powszechnie wiadomo – znany obrońca przywilejów lekarskich i poglądu, by kobieta była workiem do noszenia kolejnych ciąż. Przedstawiać nie trzeba również eksperta Ministerstwa Zdrowia od nowych standardów opieki okołoporodowej Bogdana Chazana, o którym pisanie czegokolwiek jest zbyteczne, bo kim jest Chazan, wie każda kobieta.
Ten zgrany duet wykoncypował takie procedury opieki położniczej i ginekologicznej, że nie wytrzymała nawet gwiazda Radia Maryja, posłanka Sobecka – i kazała resortowi zdrowia wytłumaczyć, o co chodzi z planowanym obcięciem wycen w ginekologii i położnictwie. Cięć sięgających w przypadku niektórych procedur nawet 70 proc. Ministerstwo wymyśliło, by ograniczeń finansowych dokonać w przypadku leczenia związanego z patologią ciąży. Zmniejszone mają być kwoty za opiekę szpitali nad kobietą z zagrożoną ciążą, zakończoną porodem w ciągu 3 dni. I to aż o 2,5 tys zł. Dyrektorzy szpitali, które dostały takie propozycje, byli zgodni – niższe wyceny spowodują redukcję etatów na tych oddziałach. Czyli pogorszy się, i to znacznie, opieka nad ciężarnymi.
Trzeba przyznać, że Sobeckiej coś się udało. Uzyskała od sekretarz stanu w MZ Józefy Szczurek-Żelazko obietnicę, że „sprawa wycen świadczeń związanych z oddziałami położnictwa zostanie jeszcze raz przeanalizowana”. Tyle tylko, że doniesienia ze szpitali pokazują, że te zapewnienia to tylko słowa. Żadne nowe propozycje – oprócz tych zmniejszających pieniądze – się nie pojawiły.
Jednak bać się nie powinny tylko kobiety, których problemy pojawiły się już w czasie ciąży. Wygląda na to, że jeszcze gorzej będą miały rodzące.
Czy przeżyją one i dziecko, będzie bowiem zależało wyłącznie od sytuacji finansowej szpitala. Ministerstwo wzięło sobie bowiem do serca słowa Radziwiłła, że w Polsce jest za dużo cesarek. Znaczy -trzeba, żeby ich było mniej. Najlepiej o połowę. Żeby taki wynik uzyskać, pokombinowano oczywiście w cenniku. Jeśli zatem szpital osiągnie ograniczenie cesarek do wartości wymyślonych w Ministerstwie, to dostanie za każdy poród więcej pieniędzy.
Położnicy wiedzą, jak to się skończy. Piszący te słowa też. Parę lat temu za czasów Arłukowicza też wprowadzono ograniczanie cesarek. Nakłaniano kobiety do porodów „siłami natury”. Gdyby wtedy moja córka nie skorzystała z porady medycznej innego lekarza, niż prowadzącego jej ciążę ordynatora szpitalnego oddziału porodowego i natychmiast nie pojechała na cesarkę do innego szpitala – dziś nie miałbym ani córki, ani wnuczki.
Każdy lekarz zdaje sobie z tego doskonale sprawę. I wie, że z powodu zmuszania kobiet do porodów naturalnych zacznie rosnąć statystyka okołoporodowych zgonów. I to zarówno kobiet, jak i dzieci. Każdy, z wyjątkiem rządzących resortem zdrowia facetów, mających pełne gęby macierzyństwa, dobra dzieci i nieograniczonej dzietności. Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet.