Przeforsowali reformę oświaty, teraz chcą obłaskawić nauczycieli podwyżkami? Jest tylko pewien problem – mowa o żenująco niskich kwotach.
Ministerstwo Edukacji Narodowej opracowało projekt rozporządzenia w sprawie minimalnych stawek wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli. Jeśli po międzyresortowych konsultacjach ostatecznie wejdzie on w życie, nauczyciele dostaną pierwszą od 2012 r. podwyżkę. Na ten fakt MEN zwraca szczególnie uwagę; nietrudno się domyślić, że minister Zalewska i jej współpracownicy zamierzają przekonać środowisko pedagogów, że nie są niszczycielami oświaty, a wręcz przeciwnie – ludźmi, którym bolączki polskich szkół są znane i na które mają gotowe rozwiązania.
Faktycznie, polskim nauczycielom podwyżka by się przydała, bo za wyjątkowo odpowiedzialną i stresującą pracę dostają żenująco niewiele, w dodatku dowiadując się co i rusz (także z liberalnych mediów, którym wcale nie przeszkadza to uderzać w pomysły PiS-u na szkołę), że w gruncie rzeczy obijają się i biorą wypłatę za nic. Niestety podwyżka od minister Zalewskiej zmieni w nauczycielskich budżetach niewiele. Rozporządzenie w tej sprawie zawiera tabelę zestawiającą kwoty podwyżek w zależności od kwalifikacji i stopnia awansu zawodowego każdego pracownika.
I tak najkrócej pracujący w szkołach stażyści dostaną 29 zł brutto więcej – daje to 2294 zł. Nauczyciel kontraktowy zarobi o 30 zł brutto więcej (czyli 2361 zł), mianowany – o 34 zł (razem 2681 zł). Najbardziej doświadczeni i wykształceni nauczyciele dyplomowani zarobią 3149 zł dzięki podwyżce o okrągłe 40 zł brutto. Kiedy? W środę Anna Zalewska brała udział we wspólnej z premier Szydło konferencji prasowej, opowiadając, że od dwóch miesięcy pod jej skrzydłami pracuje zespół złożony z przedstawicieli związków zawodowych, MEN i pracowników, wypracowując nowy, poprawiony „status zawodowy nauczycieli”. Nieco wyższych wynagrodzeń kadra szkół mogłaby spodziewać się najpóźniej w kwietniu.
Podobno to nie koniec, Anna Zalewska zasugerowała, że od 2018 r. płace nauczycieli mogłyby być jeszcze wyższe. Podniesienia wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli od dawna domagały się związki zawodowe, argumentując, że chętnie przywoływane w mediach tzw. średnie wynagrodzenia w oświacie niewiele mówią o realiach pracy w szkole. Czy najnowsze działania MEN-u skłonią ZNP i pozostałe organizacje nauczycielskie do złagodzenia krytyki „dobrej zmiany” w oświacie? Byłoby to ogromne rozczarowanie dla nauczycieli likwidowanych gimnazjów, którzy po utracie pracy na żadną podwyżkę już się nie załapią.