Przewodniczącemu SLD nie spodobały się słowa Grzegorza Napieralskiego, którzy wczoraj stwierdził, że na lewicy potrzebne są zmiany, a jedną z nich powinno być odstawienie na boczny tor byłego premiera.

Leszek Miller, szef SLD/ flickr.com/lplewnia
Leszek Miller, szef SLD/ flickr.com/lplewnia

Miller najwyraźniej wciąż nie doszedł do siebie po wyborczym blamażu jego faworytki. Podczas występu w TVN24 był wyjątkowo drażliwy. Zapytany o wypowiedź swojego byłego kolegi partyjnego odpowiedział: – Nikt nie będzie SLD dyktował rozwiązań personalnych. Wycedził również, że słowa Napieralskiego „są śmieszne”. Chwilę później dodał jeszcze zdanie o ścinaniu głów dezerterom.

Najbardziej zadziwiającym fragmentem wypowiedzi Millera było jednak obciążenie winą za degrengoladę SLD poprzednich władz partii z Napieralskim na czele. Według niego ugrupowanie wciąż „nie może się otrząsnąć po tym okresie”. Miller jakby zapomniał, że jego poprzednik w wyborach prezydenckich w 2010 roku zdobył 13,68 proc. głosów, co w kontekście rezultatu Magdaleny Ogórek jest wynikiem niebotycznym.

Szef SLD zapewnił, że do czasu wyborów parlamentarnych nie ma mowy o żadnych zmianach personalnych we władzach partii. – Partia polityczna znaczy tyle, ile ma mandatów w Sejmie i Senacie – przekonywał.

Dostało się również politykom SLD, którzy przed wyborami sceptycznie wypowiadali się o Magdalenie Ogórek. Miller zarzucił im, że jednocześnie krytykują kandydatkę i narzekają na jej słaby wynik. – Nie do przyjęcia jest i to jest przejaw jakiejś schizofrenii i nielojalności – grzmiał. Zapowiedział też, że takie osoby nie mogą być pewne otrzymania miejsca na listach w jesiennych wyborach do parlamentu.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Rząd zrzuca maskę

Dzisiejszy dzień przejdzie do historii jako symbol kolejnej niedotrzymanych obietnic przed…