Minister Błaszczak spotkał się w Nowym Jorku z najbardziej konserwatywną, ksenofobiczną i propisowska częścią polskiego narodu, czyli z amerykańska Polonią.
Mobilizował ich do wysiłku w celu większego zaznaczenia swojej obecności w amerykańskim życiu politycznym USA. Chodzi, jak się zdaje o formę lobbingu za interesami rządu PiS, który tłumaczyłby na amerykańskim gruncie niepopularne często wśród krajów cywilizowanych decyzje. Błaszczak przedstawiał także swoje marzenia, by Polacy kandydowali skutecznie na amerykańskie urzędy polityczne. Polonia, od lat słynąca nieumiejętnością zorganizowania się w przeciwieństwie do Amerykanów włoskiego lub latynowskiego pochodzenia, od lat jest jedynie potencjalną siłą polityczną na amerykańskim gruncie.
Przedstawiciele Polonii na spotkaniu z Błaszczakiem, zgodnie z oczekiwaniami, jednomyślnie wyrażali swe poparcie dla decyzji rządu skierowanych przeciwko poprzednikom czyli PO. Minister wtórował ich zdziwieniu, jakim cudem za państwowe pieniądze mogły powstać tak „antypolskie” filmy jak „Ida” lub „Pokłosie”. W zamian minister Błaszczak proponował inne kierunki rozwoju polskiej kinematografii.
– Trzeba zatrudnić Cruise’a, Gibsona, czy kogoś kto jest znany na całym świecie. Aktora hollywoodzkiego, który wcieliłby się w postać Polaka w czasie II wojny i pokazał historię – snuł swoje wizje minister Błaszczak.
Po raz kolejny minister oddał hołd USA jako największemu i najsilniejszemu państwu Zachodu oraz zadeklarował, że polska polityka antyimigracyjna nie zmieni się ani na jotę.