Minęła trzydziesta rocznica wyborów, które w debacie publicznej są utożsamiane z końcem realnego socjalizmu. Część komentatorów kreśli analogię między ówczesną władzą i obecną, a dzisiejsza opozycja stroi się w szaty swojej opozycyjnej poprzedniczki, która wygrała częściowo demokratyczne wybory z 4 czerwca 1989 roku.
Czy ta analogia jest zasadna? Polityka Polski Ludowej pod wieloma względami różniła się od rządów „dobrej zmiany”. Była znacznie bardziej świecka i egalitarna, a jej polityka społeczna w większym stopniu opierała się na świadczeniach publicznych. Realny socjalizm miał mnóstwo wad, ale nadal był alternatywą wobec wolnorynkowego kapitalizmu. Podobieństw można doszukiwać się w autorytaryzmie, cenzurze, wykorzystywaniu mediów, kultury, szkolnictwa dla celów partyjnych. Mimo to również na tym polu występowały duże różnice, gdyż w PRL-owskim modelu edukacji czy kultury znacznie rzadziej pojawiały się treści nacjonalistyczne czy klerykalne.
Znacznie większe podobieństwa można znaleźć między ówczesną i obecną opozycją. W 1989 roku obóz Solidarności nie miał żadnego sensownego programu gospodarczego i był kompletnie nieprzygotowany do rządzenia. Ówcześni liderzy balansowali między zachwalaniem kapitalizmu i demokratycznego socjalizmu, który zresztą był bliższy większości Polaków i Polek. Nie mieli jednak przygotowanego żadnego programu poza negacją Polski Ludowej. Krytyka upadającego systemu wystarczyła do zwycięstwa, ponieważ gospodarka PRL-u od kilkunastu lat była pogrążona w kryzysie i władza nie miała pomysłu jak sfinansować duże transfery socjalne, które pozwoliłyby na utrzymanie poparcia. Można łatwo zaryzykować tezę, że gdyby nie słaba kondycja gospodarki, PZPR bez problemów wygrałaby wybory w 1989 roku.
Solidarność nie miała żadnej alternatywy, a wygrała, bo ludzie liczyli, że po latach marazmu, nowy rząd zaproponuje im coś innego niż to, co było dotychczas. Niestety, spotkało ich srogie rozczarowanie. Zamiast poprawy warunków życia w wyniku reform wolnorynkowych nastąpił skokowy wzrost ubóstwa, rozwarstwienia i bezrobocia oraz spadek płac, produkcji i konsumpcji, ograniczenie dostępu do opieki zdrowotnej czy dóbr kultury.
Dzisiaj Koalicja Europejska chce wygrać w ten sam sposób, co 30 lat temu Solidarność. Sprzeciwem wobec nieudolnej, autorytarnej władzy. Ale teraz się to nie uda z tego prostego powodu, że kraj nie jest pogrążony w kryzysie. W tej sytuacji obrona demokracji, praw człowieka, pluralizmu nie wystarczy do zwycięstwa. To za mało. Ponadto wielu ludzi pamięta skutki reform z początku transformacji. Jeżeli obecna opozycja chciałaby wzorować się na Solidarności z końca lat 80., przegrałaby z kretesem. Przywoływanie sentymentów i mitów z przeszłości nie ma więc sensu. Potrzeba konkretnej, programowej alternatywy wobec władzy.