Co trzeci nowy bezrobotny to osoba poniżej 30 roku życia – wynika z analizy najnowszych danych GUS przeprowadzonej przez dziennik „Rzeczpospolita”. W czasie pandemicznego kryzysu młodzi, grupa najczęściej zatrudniana na umowach śmieciowych, pierwsi idą pod nóż przy redukcjach zatrudnienia. A kolejny już polski rząd nawet nie kiwnął palcem, by cokolwiek w tej sprawie zmienić.
W drugim kwartale 2020 roku liczba bezrobotnych w wieku do 30 lat powiększyła się o 40 tys. osób. Stanowi to aż jedną trzecią całego wzrostu w tym czasie. Skąd tak tragiczna sytuacja młodych pracowników? Wyjaśnia to Andrzej Kubisiak, wicedyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego: ,,W pierwszej kolejności ofiarą kryzysu pandemicznego padają ludzie młodzi, bo nie mają tzw. zabezpieczenia umownego. Często pracują na podstawie umów cywilnoprawnych, np. zlecenia czy o dzieło, albo na czas określony. Pracodawcom łatwiej wypowiedzieć taką umowę albo jej po prostu nie przedłużyć”. Jak widać, po raz kolejny brutalnie daje o sobie znać jedna z największych patologii polskiego rynku pracy – problem tzw. umów śmieciowych.
Problem o bardzo dużej skali, bowiem zatrudnionych na takich warunkach jest w Polsce ok. 1,3 mln pracowników, w przeważającej części młodych. Nie mają oni prawa do ochrony gwarantowanej przez Kodeks Pracy i sądy pracy, nie mają zapewnionego okresu wypowiedzenia, płatnego urlopu wypoczynkowego, ochrony zatrudnienia w okresie ciąży i wynagrodzenia postojowego. W przypadku kryzysu (takiego jak np. obecny, pandemiczny) grozi im utarta z dnia na dzień źródła utrzymania i są całkowicie zdani na łaskę kapitalistów. Ci zaś, gdy sytuacja zmusza ich do redukcji zatrudnienia, w pierwszej kolejności zwalniają właśnie osoby na śmieciówkach – bo najłatwiej i praktycznie bez konsekwencji. Dla młodych ludzi, szczególnie w tak trudnym okresie jak teraz, zatrudnienie na takich zasadach oznacza ciągłe życie w niepewności, permanentny brak stabilizacji. Bez stałego etatu nie mają szans na kredyt mieszkaniowy, o wiele rzadziej decydują się na założenie rodziny. Problem śmieciówek patologizuje więc nie tylko życie zawodowe, ale i prywatne.
Od czasu, kiedy rząd PO – PSL postanowił walczyć z kryzysem 2008 roku kosztem pracowników i wypchnął dużą część z nich na umowy śmieciowe, te formy zatrudnienia nie tylko więc nie zniknęły, ale bardzo zyskały na popularności. Prawo i Sprawiedliwość, idące do wyborów m. in. pod hasłem likwidacji problemu śmieciówek i poprawy sytuacji młodych na rynku pracy, również nie zrobiło praktycznie nic, by coś w tej sprawie zmienić. Kiedy nadeszła pandemia, rząd w panice objął osoby zatrudnione na umowach cywilnoprawnych głodowym świadczeniem postojowym, ale wyglądało to jak chęć gaszenia płonącego miasta małym wiadrem wody. Jak się jednak dziwić obojętnością rządu PiS, skoro jeszcze u progu pandemii wiceminister Kamil Bortniczuk zapewniał, że ,,większość ludzi jest zadowolona z tego, że jest na niestandardowych umowach”. Z rzeczywistością oczywiście nie ma to nic wspólnego – według badania GUS z 2016 roku 80 proc. osób zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych nie wybrało takiej formy z własnej woli, a aż 50 proc. zmusił do tego pracodawca.
Bez zdecydowanych działań państwa tak patologiczna sytuacja nie ulegnie zmianie. Dla pracodawców umowy śmieciowe stanowią bowiem układ idealny, bardzo obniżając pozycję pracowników względem nich. Dlatego tak masowo narzucają je szczególnie młodym ludziom, często rozpaczliwie poszukującym pracy i mającym bardzo niską pozycję negocjacyjną. Konieczna jest zatem likwidacja umów śmieciowych i zapewnienie zatrudnionym na nich pracownikom realnej ochrony oraz godnych warunków pracy. Nowe dane w sprawie bezrobocia wśród młodych jeszcze dobitniej pokazują, jak nagła to potrzeba.