Emmanuel Macron zapowiedział realizacje jednej ze swoich najdziwniejszych obietnic wyborczych. Prezydent zamierza „dać wszystkim młodym ludziom bezpośrednie doświadczenie z wojskiem i jego wymogami”. Polityka okrzykniętego nadzieją liberałów nie obchodzi czy młodzi obywatele są zainteresowani taką praktyką. Uznał, że skoro głosowała na niego większość, to ma prawo przymusowo kierować na musztrę i strzelanie, nie pytając nikogo o zdanie. We Francji obowiązkowa służba wojskowa zostanie przywrócona po 17 latach. Macron za pomocą takich instrumentów chce odbudować przywiązanie obywateli do państwa, poczucie wspólnotowości i uczestnictwa w imperialnej potędze. W tym samym czasie prezydent forsuje bowiem antyspołeczne reformy, dewastuje kodeks pracy i ogranicza zdolność bojową związków zawodowych. Militarna integracja to łączenie w oddzieleniu, ogniskowanie uwagi na bezwartościowych symbolach, czego realnym skutkiem będzie alienacja i rozpad więzi społecznych.
W Polsce ekipie „dobrej zmiany” trudno zarzucić intensyfikację ekonomicznej przemocy wobec obywateli, ale militaryzacja społeczeństwa postępuje w niepokojącym tempie. Proces ten napędzany jest celową polityką państwa oraz wytwarzaniem mody i trendów przez rozproszone nacjonalistyczne ośrodki. Jeszcze za rządów Platformy Obywatelskiej jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać klasy o profilu wojskowym, a IPN głosił zafałszowaną wersje historii, w której żołnierze wyklęci przedstawiani byli jako nieskazitelni bohaterowie i wzory do naśladowania dla młodzieży. Kiedy nastał czas Kaczyńskiego i Macierewicza, rozpoczęło się istne szaleństwo. W 2017 roku Ministerstwo Obrony Narodowej uruchomiło od września pilotażowy program klas wojskowych w 50 szkołach w Polsce. W samym województwie łódzkim działa obecnie 30 szkół z klasami mundurowymi, jedna trzecia z nich ma profil wojskowy. Młodzież uczy się posłuszeństwa, funkcjonowania w hierarchicznych strukturach, a także uczestniczy w zajęciach taktycznych w terenie, rozkłada i ładuje broń, a oraz opanowuje tajniki łączności. Nie można zapomnieć o Wojskach Obrony Terytorialnej. Pod budzącym skojarzenia z ORMO hasłem „Zawsze gotowi, zawsze blisko” rzemiosła walki i zabijania uczy się ponad 7500 obywateli.
Organizacje prawicowej ekstremy, pieczołowicie przytulane i finansowane przez władze wytwarzają środowiskową modę na militaryzm w wydaniu nacjonalistycznym. Zaczęło się od animowanego pieniędzmi polonijnego miliardera z Urugwaju Marszu Niepodległości, którego centralami regionalnymi są grupy kibolskie. Na tym gruncie wykiełkował potężny dziś biznes odzieży patriotycznej. Marki takie jak Surge Polonia czy Red Is Bad zaopatrują stadiony i blokowiska. Konsumenci razem z tekstyliami otrzymują w pakiecie hagiografie polskiego oręża, oczywiście ze szczególnym wskazaniem na antykomunistycznych watażków. Organizacje paramilitarne, bardzo często również związane ze skrajną prawicą liczą obecnie ponad 35 tysięcy członków. Ulicami stolicy w kwietniu ubiegłego roku przemaszerowała defilada ONR, w starym faszystowskim stylu. W mediach społecznościowych obserwujemy niepokojący wysyp młodych ludzi opętanych militarno-nacjonalistyczną ideologią. Pokolenie, którego dziadkowie nie pamiętają już koszmaru wojny – obecni 14-16-latkowie deklarują z pełną powagą, że są gotowi chwycić za broń i ginąć za ojczyznę, najchętniej w walce z komunistami albo Rosją.
W Polsce ostatni nabór do armii został przeprowadzony w 2008 roku. Wówczas rząd PO zadecydował, że bezpieczeństwa kraju bronić będzie armia zawodowa. Teraz PiS poważnie rozważa powrót do niewolniczego systemu powszechnej służby. Społeczeństwo nie ma nic przeciwko temu. Lata militarnej propagandy zrobiły swoje. W zleconym przez DGP sondażu przeprowadzonym w połowie 2016 roku prawie 60 proc. badanych opowiedziało się za przywróceniem poboru. Przeciw było nieco ponad 30 proc. ankietowanych.
Sprzeciw wobec militaryzacji i socjalizacji młodych ludzi w warunkach wojskowego prania mózgu znów musi stać się polem działania sił prospołecznych. Jest to zadanie dla wszystkich ugrupowań politycznych, które aspirują do miana lewicowych. W ślad za militaryzmem podąża akceptacja dla postaw autorytarnych, a ich intensyfikacja w obecnych warunkach może być zgubna również dla demokracji. Ważny jest również oddolny opór przeciwko przymusowemu kierowaniu w kamasze. Może czas wrócić do starego dobrego hasła „pierdol służbę wojskową”? Wojna zaczyna się bowiem wtedy, gdy w umysłach większości powstaje dla niej akceptacja.