31 proc. głosów dla Partii Socjalistów Republiki Mołdawii, ponad 25 proc. dla liberalnego i proeuropejskiego bloku Teraz i 24 proc. dla Partii Demokratycznej oligarchy Vladimira Plahotniuka – tak kształtują się wyniki wyborów parlamentarnych w Mołdawii po zliczeniu 95 proc. kart do głosowania.
Rezultaty pokazują silną polaryzację tej części społeczeństwa, która zdecydowała się pójść głosować (frekwencja wyniosła nieco poniżej połowy uprawnionych). Na zwycięskich socjalistów głosowali zwolennicy bliskich relacji z Rosją i państwa socjalnego, chociaż w moldawskich warunkach to ostatnie jest pojęciem kompletnie abstrakcyjnym. Blok Teraz (ACUM), utworzony przez partie Mai Sandu i Andreia Nastase, przyciągnął zwolenników integracji europejskiej, przekonanych, że właśnie Sandu jest w stanie przeprowadzić w Mołdawii reformy, które przyniosą dobrobyt. Co znaczące, najmłodsi wyborcy w ogromne większości nie wierzą ani w jedno, ani w drugie. W grupie wiekowej 18-25 lat frekwencja wyborcza przekroczyła zaledwie 8 proc.
Po raz pierwszy w historii Mołdawianie głosowali w systemie mieszanym – w okręgach jednomandatowych najwięcej mandatów zdobyli demokraci Plahotniuka, następnie socjaliści i Teraz.
Głosowanie odbywało się w atmosferze wzajemnych oskarżeń, do ostatniej chwili trwała też agitacja wyborcza (przed tymi wyborami zniesiono ciszę wyborczą). Plahotniuc oraz Sandu i Nastase twierdzili, że doszło do rosyjskich ingerencji w przebieg głosowania. Jedną z nich miała być… ogłoszona w Rosji amnestia dla Mołdawian pracujących w tym kraju bez zezwoleń. Natomiast i socjaliści, i obóz proeuropejski oskarżył Plahotniuka o zorganizowanie dowozu do lokali wyborczych dla mieszkańców Naddniestrza, którzy z racji posiadania moldawskiego paszportu mogli głosować na prawym brzegu Dniestru. Głos oddało rekordowe 35 tys. mieszkańców nieuznawanego państwa, jakie oderwalo się od Mołdawii, a według opozycji każdy z nich mogl zarobić 20 dolarów za poparcie list Plahotniuka.
Kompletnie nie liczyły się w wyborach prorosyjska Nasza Partia Renato Usatego oraz potężna niegdyś Partia Komunistów (dawno niemająca nic wspólnego z nazwą). Wysoki wynik Partii Demokratycznej, kierowanej przez Plahotniuka, zdaniem wielu obserwatorów pokazuje, że przynajmniej część osób pracujących w instytucjach państwowych została zawczasu poinstruowanych, kogo popierać. Żadne bowiem sondaże przedwyborcze, zwykle i tak faworyzujące najbardziej wpływową partię, nie dawały klanowi Plahotniuka aż tak dobrego rezultatuR. ównocześnie to efekt definitywnego wchłonięcia przez Demokratów swoich niegdysiejszych koalicjantów z Partii Demokratyczny-Liberalnej i Partii Liberalnej. Plahotniuk i jego klan, nieformalne kontrolujący w Mołdawii sądy i prokuraturę, pozbyli się ich liderów z polityki za pomocą oskarżeń o korupcję i nadużycia.
Z drugiej strony niewątpliwy sukces odniósł obóz Sandu, któremu udało się przekonać proeuropejskich wyborców, że to Teraz, a nie rządzący od lat z tylnego siedzenia Plahotniuk naprawdę chcą eurointegracji, a nie tylko żerowania na unijnej pomocy. Wynik w granicach 1/4 głosów to dla tej partii ogromny sukces także dlatego, że w odróżnieniu od dwóch najpoważniejszych rywali nie miała do swojej dyspozycji państwowych funduszy na kampanię.
Powody do zadowolenia ma też czwarta na liście partia, ostatnia, która przekroczyła próg wyborczy – „antysystemowa” formacja biznesmena Ilana Shora, antybohatera skandalu z wprowadzeniem miliarda dolarów z moldawskiego systemu bankowego.
Emocje związane z wyborami prędko nie opadną – rozkład głosów nie pozwala na łatwe ułożenie koalicji rządowej. Liderzy Teraz twierdzą do tego, że żaden sojusz ich nie interesuje – podobnie socjaliści. Partia Demokratyczna z pewnością jednak podejmie próbę wciągnięcia Sandu do koalicji, a na przyjęcie takiej oferty będzie naciskać wpływowa w Mołdawii dyplomacja rumunska (a także amerykańska, wszystko w imię powstrzymywania obozu prorosyjskiego). Jeśli jednak Teraz się nie zgodzi, ludzie Plahotniuka zapewne znowu sięgną po środki nieoficjalne, w tym przekupywanie i szantażowanie deputowanych.