Rząd robi, co może, by sprawić wrażenie, że uczciwie traktuje strajkujących nauczycieli. Proponuje rozmowy Okrągłego Stołu na temat sytuacji w oświacie, niby dając szanse na wyjście strajkującym z protestu z twarzą.
Istota jednak rządowej propozycji, na co wskazują strajkujący, jest po pierwsze spóźniona, po drugie zaś jest zagrywką PR-ową, by pokazać rząd jako pełnego troski i empatycznego wobec nauczycieli partnera.
Mateusz Morawiecki zaproponował, by Okrągły Stół odbył się na Stadionie Narodowym i poruszał cztery tematy: uczniowie, nauczyciele, jakość edukacji, nowoczesna szkoła. Czyli wszystko to, nad czym od dawna, a dokładnie od 1989 roku powinno być centrum zainteresowania władz w Polsce, niezależnie od ich poglądów. Teraz, czyli podczas rozgrzanej do czerwoności atmosfery protestu, taka dyskusja jest nie tylko spóźniona, ale też w gruncie rzeczy nie mająca szans na satysfakcjonujące wszystkich wnioski.
– Chciałbym, byśmy po okrągłym stole wszyscy byli wygrani. To będzie wielka ogólnonarodowa debata o edukacji. Sporu o nią nie można rozwiązać za jednym posiedzeniem. Nie da się w ten sposób nadrobić wieloletnich zaległości. Rozmawiam z rodzicami, którzy skarżą się, że muszą dzieciom dawać korepetycje i chciałbym, by w polskiej szkole zostały one zastąpione wysoką jakością kształcenia – powiedział premier, nie bacząc na to, że mówi o rzeczach niemożliwych do spełnienia.
Jednocześnie, i to jest istota wystąpienia premiera, zaapelował do ZNP, by strajkujący nauczyciele przerwali strajk.
Premier powiedział tez, że finansowe propozycje rządu są wszystkim, na co stać obecnie polskie państwo. Do stołu obrad zaprosił też opozycję. Jednocześnie prosił, by nauczyciele umożliwili przeprowadzenie egzaminów maturalnych.
ZNP przyjmie zaproszenie, choć twierdzi, że propozycja padła za późno, choć zapewnił że ZNP na rozmowach się stawią. Szef drugiego związku zawodowego biorącego udział w strajku, Sławomir Witkowicz zarzucił premierowi, że nie proponuje żadnych rozwiązań.