Po panowaniu skromnej i cnotliwej Beaty Szydło miał przyjść nowoczesny dżentelmen – obyty na salonach, szanowany w szklanych wieżowcach i potrafiący zrobić wrażenie na tuzach tego świata. Oczywiście, w to, że Mateusz Morawiecki jest katolickim konserwatystą nikt nie wątpił, jednak wielu komentatorów wierzyło, że nowy premier będzie próbował zachować choćby pozory zdrowego rozsądku i nie będzie ulegał podszeptom fundamentalistów.  Nic z tego. Morawiecki już na wstępie określił się jako „konserwatywny modernizator”. którego największym marzeniem jest „rechrystianizacja Europy”. I wtedy stało się jasne, że cała nowoczesność Morawieckiego względem Szydło ogranicza się wyłącznie do grubszego portfela i większej liczby pozycji w spisie kontaktów w smarftonie.

Mimo to cały czas jakoś wierzyliśmy, że nowy szef rządu nie będzie zatruwał nam życia mądrościami w stylu księdza Oko. Jak się okazało – naiwnie.  Wczoraj na antenie Telewizji Trwam Mateusz Morawiecki wypalił, że „przemoc pojawia się częściej w związkach nieformalnych, a nie tych usankcjonowanych prawnie”. Dlaczego? Otóż jego zdaniem „do przemocy nie dochodzi tam, gdzie występuje dbałość o więzy rodzinne, o normalny dom, gdzie panuje miłość”. Młody, nowoczesny lider obozu władzy dodał jeszcze, że bardzo by nie chciał „aby ta szkodliwa ideologia, jaką jest gender, przykryła realny problem przemocy domowej wobec dzieci i kobiet”.  Tłumacząc z katolickiego na polski – premier Morawiecki uważa, że bez błogosławieństwa pana bozi nie ma prawdziwej miłości, a zatem bez najmniejszych oporów można prać się po mordach.

Czy wyobrażenia premiera bronią się w zetknięciu z rzeczywistością? Pozornie tak, bo według badań przeprowadzonych przez TNS OBOP, doświadczenie przemocy ze strony partnera mają za sobą częściej kobiety żyjące w konkubinacie (55 proc.) niż w związku małżeńskim (35 proc.). W zestawieniu pojawia się jednak tajemnicza kategoria rozwódek, spośród których aż 80 proc. doznało przemocy ze strony mężczyzny. Nie wiadomo jednak, czy do takich sytuacji dochodziło jeszcze podczas trwania związku małżeńskiego, w trakcie separacji czy już po rozwodzie. Trzeba też zwrócić uwagę, że w przypadku przemocy ze strony małżonka znacznie rzadziej dochodzi do zgłaszania takiego zdarzenia na policję. Według ostrożnych szacunków nawet połowa takich wypadków nigdy nie wychodzi poza krąg najbliższych. To wszystko skłania do wniosku, że rzeczywista liczba przemocowych sytuacji w małżeństwach może być wyższa niż w przypadku związków nieformalnych.

Morawiecki jako odpowiedź na zjawisko przemocy proponuje zaostrzenie kar dla sprawców. Premier chce, aby strach przez więzieniem był czynnikiem, który powstrzyma mężów przez katowaniem swoich najbliższych. Jednocześnie zapowiada jednak ukrócenie wpływu nauki o płci, którą nazywa językiem fundamentalistów „ideologią gender”. Tymczasem to właśnie tej dziedzinie nauki zawdzięczamy największą i najbardziej kompleksową wiedzę, dotyczącą przyczyn przemocy i sposobów jej zwalczania. Kluczową kategorią do zrozumienia tego problemu są sztywne role społeczne – mężczyzna jako przywódca rodziny, zapewniający utrzymanie, wymierzający kary, autorytet, przed którym kobiety i dzieci muszą odczuwać respekt. To właśnie realizacja tego modelu skłania chłopców i mężczyzn do sięgania po przemoc jako narzędzie rozwiązywania konfliktów i narzucania swojej woli najbliższym. Gender postuluje odejście od tradycyjnych ról płciowych na rzecz zdrowego i konsensualnego partnerstwa.

I tego właśnie najbardziej obawiają się konserwatywni katolicy, w tym Mateusz Morawiecki. Główną przyczyną przemocy w rodzinie jest bowiem katolicka ideologia patriarchatu i związane z nią determinanty. Wykazanie tego związku jest najważniejszym koniecznym etapem do przejścia do efektywnego zwalczania problemu. Morawieckiemu nie chodzi jednak o dobro rodziny czy bezpieczeństwo kobiet i dzieci. Jedynym celem polityki jego rządu jest umocnienie hegemonii kościółkowego porządku i ograniczenie wpływu konkurencyjnych, a jak się okazuje – również emancypacyjnych koncepcji związków międzyludzkich.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Jeśli ktoś sięga do argumentu siły, to nie dlatego, że brak mu wiedzy z zakresu gender. Używania tego argumentu zakazują i zakazywały zawsze wszystkie religie a także ideologie partyjne, szczególnie tych „postępowych” partii. Skoro mimo tego używanie siły w układach damsko-męskich trwa, to przyczyna leży nie w braku uświadomienia, tylko zupełnie gdzie indziej. To, że kobiety częściej dostają łomot, niż mężczyźni jest spowodowane tym, że są na ogół słabsze fizycznie. Ale bywają przecież (fakt, rzadziej) przypadki, że to mężczyźni są w związkach maltretowani, także fizycznie.

    PS. Co do pana premiera się nie wypowiadam, bo różni się od swojej poprzedniczki tylko brakiem broszki:)

  2. P.Piotrze ma Pan dużo racji ale……. poza tym, temat Kobiet wraca tu jak bumerang, kazdy sytuacja w Rodzinie jest inna i nie można wrzucać do jednego wora , a co do morawieckiego, czekam na tzw rekonstrukcje rządu

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ruski stanął okoniem

Gdy się polski inteligencik zeźli, to musi sobie porugać kacapa. Ale czasem nawet to mu ni…