Dzisiaj Parlament Europejski przytłaczającą większością głosów (635 z 691 głosujących) powołał komisje śledczą do sprawy wykorzystania oprogramowania Pegaus w Polsce i na Węgrzech. Co to oznacza dla Polski?
Trochę kłopotów. Komisja śledcza PE nie ma tak szerokich kompetencji jak komisje śledcze krajowych parlamentów, w tym polskiego Sejmu. Jednak propagandowy zasięg jej działań, wzmocniony przekazem europejskich mediów może skutecznie pokazać skale przypuszczalnych naruszeń prawa w danym kraju.
Owszem, komisja śledcza PE nie ma prawa żądać obligatoryjnie informacji od władz krajowych państwa-członka UE. Członkowie władz krajowych nie muszą nawet zgodzić się na rozmowę (przesłuchanie) z przedstawicielami komisji śledczej. Jednak odmowa poddania się procedurze będzie wskazywała chęć ukrycia informacji. Komisja natomiast może żądać i otrzymywać dokumenty dotyczące sprawy, w tym ustalenia organizacji i firm, badających, w tym konkretnym przypadku, kwestie inwigilacji swoich obywateli i ustalenia, czy były one legalne w świetle europejskich przepisów. Komisja na przykład może przyjrzeć się krytycznie całemu pakietowi przepisów krajowych, które uzasadniałyby nielegalna inwigilację obywateli. To tzw. ustawa policyjna w Polsce. Komisja też może powoływać własnych ekspertów.
Powołana dzisiaj komisja śledcza ma ustalić zakres, „w jakim państwa Unii, w tym między innymi Węgry oraz Polska” stosują natrętną inwigilację w sposób naruszający prawa i wolności zapisane w unijnej Karcie Praw Podstawowych. A także – „ocenienie ryzyka dla demokracji, praworządności i poszanowania praw człowieka” w Unii, pisze niemiecki portal dw.com.
Powołana dzisiaj komisja śledcza PE jest nieco bezzębna w stosunku do tych polityków, którzy demonstrują swoje lekceważenie europejskiego prawa w pewnych przypadkach. Jednak może ona z pewnością zepsuć opinię rządu polskiego w Europie. Jeśli oczywiście może być ona jeszcze bardziej zepsuta.