Symboliczne zamknięcie i otwarcie nowego sezonu parlamentarnego prolongowaną kadencją ustępującego Sejmu jest dowodem na to, że czeka nas li tylko intensyfikacja mroków prawicowego obłąkania. Trudno będzie się przed tym bronić, choć wspomnienie Czarnego Protestu sprzed trzech lat stwarza jednak jakieś optymistyczne przesłanki. Na razie jednak na mobilizację tej skali się nie zanosi. Wczorajszy protest #JesieńŚredniowiecza był sukcesem, cóż, wcale umiarkowanym.
Sejm mijającej kadencji doznał turbo wzmożenia już po wyborach. Taki zgoła osobliwy przebieg prac tej instytucji jest precedensem, który powstał w rezultacie wniosku posłów Prawa i Sprawiedliwości. Zażądali oni, by prace zaplanowane już wcześniej w harmonogramie finalizować już po wyborach. Uzasadniano to krótką kampanią wyborczą i prośbami posłów o umożliwienie wyjazdu do okręgów wyborczych.
Przypomnijmy pokrótce, cóż to w swoje spracowane dłonie pochwycili powyborczo posłowie i posłanki w trakcie minionych 48 godzin.
Harmonogram prac Sejmu przewidywał, iż w pierwszej kolejności na tapetę wzięte zostanie sprawozdanie komisji śledczej kierowanej przez mecenas Wasserman. Chodzi o gigantyczne oszustwo pod nazwą Amber Gold – firmy, która kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji, a po ogłoszeniu likwidacji w 2012 r., tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy. Łącznie stracili blisko miliard zł. Jednocześnie urzędy i wszelkie instytucje powołane do monitorowania spółek o takim profilu wykazały się wyjątkową nieudolnością, brakiem uwagi i precyzji oraz ewidentnymi zaniedbaniami. Warto jednak dodać, iż komisja nie ustaliła niczego poza tragicznym stanem tychże zaniedbań. Nie odpowiedziała na pytanie ani dlaczego powstały, ani kto mógł je opracować i nimi zarządzać tak, by ostatecznie udało się całą tę grubą forsę odsączyć gdzieś w nieznane.
Potem były jeszcze nielegalne adopcje i terroryzm, ale prawdziwą bombą był zgłoszony jako obywatelski projekt ustawy pomysł na nowelizację Kodeksu karnego pod niebywale zakłamanym hasłem „Stop Pedofilii”. Stoi za nim Fundacja Pro Prawo do Życia, obsesyjnie antyaborcyjna, fundamentalistyczna organizacja pozarządowa. To ta sama, która w 2011 r. zebrała ponad 600 tys. podpisów pod projektem ustawy całkowicie zakazującej aborcji i poronień. To też ci sami ludzie, którzy byli organizatorami kampanii pod hasłem „Wybierz życie”. Od 2005 r. fundacja ta przeprowadza coś na kształt happeningów ulicznych. Polegają one na „wystawie” fotografii wydrukowanych na dużych planszach przedstawiających zmasakrowane szczątki, które miały być płodami ludzkimi po zabiegu spędzenia płodu. Były one zestawiane ze zdjęciami ofiar wojennych. Zestawiano więc tak zwizualizowaną aborcję z zagładą Ormian, wojnami w Afryce czy Jugosławii czy fotografią Adolfa Hitlera.
Ze względu na odrażająco kłamliwy przekaz jak i obrzydliwe wizualne treści organizatorzy kampanii „Wybierz życie” niejednokrotnie stawali przed sądem. Mimo to te patologiczne wystawy odbyły się ponad 200 razy. Fakt, iż teraz fundacja ta przypomniała o sobie z sejmowej trybuny jest bardzo jednoznacznym wskaźnikiem kierunku w jakim „rozwija się” polskie życie polityczne i bardzo symbolicznym przełomem kadencji.
Kampanię pod fałszywym i zakłamanym hasłem „Stop Pedofilii” fundacja uruchomiła niedługo po premierze filmu braci Sekielskich pt. „Tylko nie mów nikomu” traktującym o przestępstwach seksualnych wobec dzieci jakich dopuszczali się przedstawiciele kościoła katolickiego w Polsce. Wnioskodawcą jest członek zarządu fundacji i jednocześnie pełnomocnik komitetu inicjatywy ustawodawczej Stop Pedofilii Mariusz Dzierżawski. Pod projektem podpisało się ponad 265 tys. osób. Mobilizacja, ilościowo biorąc, w granicach 1/3 osiągów z 2011 r., a już jest projekt ustawy, jest poparcie partii rządzącej i w ogóle jest po pierwszym czytaniu. Takie właśnie nastały czasy.
Ale to nie tylko dziarski pochód katolickich fundamentalistów jak w 2016 r. Projekt zmian w prawie autorstwa religijnych fanatyków z Ordo Iuris był przerażający, ale też – nie idzie tego nie zauważyć przy prostym porównaniu z sytuacją bieżącą – był „tylko” taki. Straszny, ale poważny. Szczęśliwie, udało się wówczas przestraszyć Kaczyńskiego na tyle, że sam podstawił nogę parlamentarnym procedurom, które mogły skończyć się faktycznym uchwaleniem tego w formie ustawy.
Okoliczności dzisiejsze są podobnie mroczne, ale jednocześnie groteskowe. Zgłoszony obywatelski projekt nowelizacji Kodeksu karnego jest wstrząsająco kuriozalny. Przyglądając się obradom Sejmu z 15 i 16 października można było odnieść wrażenie, że to jakiś kabaretowy spektakl. Doprawdy, były to dwa tak potworne dni, że gdyby kiedyś, pod koniec życia, w swoich pamiętnikach Kaczyński napisał, że przeprowadził cały ten cyrk tylko po to, żeby cynicznie pokazać opozycji, że jeśli poprzednia kadencja się jej nie podobała, to ta nadchodząca będzie nie tylko straszniejsza, ale karykaturalna wobec minionej – ani trochę bym się nie zdziwił.
Oto co zakłada projekt, który wczoraj posłowie Prawa i Sprawiedliwości skierowali do dalszych prac w komisjach sejmowych.
Chodzi o nowelizację art. 200b Kodeksu karnego. Według proponowanych zmian karze grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch będzie podlegał ten, kto publicznie propaguje lub pochwala podejmowanie przez małoletnich obcowania płciowego. Jednocześnie osoba, która będzie propagować lub pochwalać takie zachowania „za pomocą środków masowego komunikowania”, ma podlegać karze ograniczenia wolności do lat trzech.
Brzmi to może na pozór nieszczególnie niebezpiecznie, ale implikacje wdrożenia takiego prawa są porażające.
Obecny przepis odnosi się jedynie do publicznego pochwalania przestępstwa polegającego na czynach pedofilnych, bo tym jest podejmowanie współżycia seksualnego z osobą poniżej 15. roku życia. Karnie odpowiadać może zatem osoba, która publicznie stwierdza, że współżycie z osobą, która ma np. 12 lat jest OK. Chociaż nowy marszałek-senior Janusz Korwin-Mikke, który od dziesięcioleci głosi swoje barbarzyńskie poglądy nigdy nie został postawiony przed sądem za swoje twierdzenia jakoby „lekka pedofilia” nie była „szkodliwa społecznie”. Niemniej, taki jest obecny stan prawny.
Proponowana nowelizacja zaś wprowadza nowe pojęcie, a nawet nową koncepcję. Chodzi o „pochwalanie podejmowania przez małoletniego obcowania płciowego”. Osobą małoletnią – zgodnie z literą prawa – jest każda osoba poniżej 18. roku życia. Podejmowanie życia seksualnego przez osoby w przedziale wiekowym 15-18 lat nie jest więc nielegalne. Osoby w tym wieku mogą np. współżyć ze sobą, co ewidentnie jest bardzo dokuczliwe dla autorów projektu. Nie podoba im się bowiem, że karanie „ogranicza się więc wyłącznie do sytuacji, kiedy osoba dorosła współżyje z osobą małoletnią, całkowicie pomijając fakt, że coraz częściej propaguje oraz pochwala się sytuacje, kiedy to małoletni podejmują współżycie ze sobą”.
Organizatorzy akcji „Stop Pedofilii” w uzasadnieniu swojego projektu wprost wskazuje, że głównym celem jest walka z edukacją seksualną. „Odpowiedzialne za edukację seksualną środowiska wchodzą do kolejnych placówek oświatowych w Polsce, rozbudzając dzieci seksualnie oraz promując wśród uczniów homoseksualizm, masturbację i inne czynności seksualne” – ostrzegają fundamentaliści.
Projekt w sposób oczywisty wymierzony jest w obecność tematyki ludzkiej seksualności w przestrzeni publicznej. Oczywiście, chodzi o ten jej fragment, w którym aktywnie poruszają się także ci małoletni, o których z tak wielkim zatroskaniem odnoszą się fundamentaliści z Fundacji Pro.
Nowe prawo faktycznie zakazywałoby prowadzenia jakiejkolwiek formy nie tylko edukacji seksualnej, lecz w ogóle rozmów o ludzkiej seksualności z osobami, które nie osiągnęły pełnoletności.
Karane więzieniem mogłyby być osoby, które np. dyskutują z nastolatkami o bezpiecznym seksie. Tłumaczą im w jaki sposób zapobiegać niechcianej ciąży lub jak uchronić się przed ewentualnymi zagrożeniami wynikającymi z potencjalnych możliwości infekcji przenoszonych drogą płciową. Np. pociągnięci do odpowiedzialności sądowej mogą być ludzie, który prowadzą prostą uświadamiającą rozmowę o wirusie HPV czy HIV. Postępowanie groziłoby również za dyskusje z nastolatkami o choćby orientacjach psychoseksualnych czy zachowaniach seksualnych, które są niebezpieczne i o tym jak należy na nie reagować, czy jak się przed nimi bronić. Internet już żartuje, że niedługo postępowi rodzice będą musieli zapisywać dzieci na tajne komplety uświadamiające.
Żarty pyszne, ale rzeczywistość skrzeczy i smuci.
Wczorajsza demonstracja niestety nie napawa wielkim optymizmem. Bardzo ważna była masowa obecność. To bodaj najbardziej pocieszający element. W doprawdy spontanicznym trybie przed budynek Sejmu przy ul. Wiejskiej w Warszawie udało się zwołać kilka tysięcy ludzi. Niestety, przesłania mów wygłaszanych z trybuny były niezwykle miałkie i doprawdy mało mobilizujące. Być może na niektórych zakompleksionych mieszczan podziała mobilizująco fakt, iż przybyła do nich sama Anja Rubik i powiedziała, że to co się dzieje jest straszne, ale daleko temu co się wczoraj wydarzyło do etosu Czarnego Protestu.
Zdecydowanie najbardziej dokuczliwym elementem było nieprzerwane skupienie na seksie. Stwarzało to wrażenie jakby przemawiający podzielali obsesje na punkcie seksu, tylko przeżywali je w inny sposób niż prawica.
Zamiast zastanawiać się nad politycznymi strategiami powstrzymania katolickiego fundamentalizmu czy próbować zobowiązać posłów-elektów Lewicy do jakichś działań czy choćby deklaracji po raz kolejny przemielono temat przez KOD-ziarską maszynkę do produkcji demokratycznego lamentu. To, w zestawieniu ze skądinąd interesującymi doświadczeniami o jakich opowiadały edukatorki seksualne zaproszone do zabrania głosu, pozostawiało człowieka z wrażaniem jakoby prawo do przeżywania satysfakcji seksualnej było jednoznacznie sprzęgnięte z systematyką liberalnej demokracji, którą jak PiS traktuje wszyscy wiemy. Trudno jednoznacznie orzec, czy organizatorzy i mówczynie tak sądzą, ale warto do protokołu uczynić zastrzeżenie, że jest to bzdura. Poświadczają to choćby badania dotyczące jakości pożycia płciowego w NRD i RFN. Jednoznacznie wynika z nich, że ludzie w socjalistycznych Niemczech uprawiali więcej seksu, byli bardziej wyemancypowani od stereotypów, ról i tożsamościowych fantazmatów i byli z niego dalece bardziej zadowoleni. Powstał o tym nawet film dokumentalny. Ale to tylko jeden z przykładów, jako się rzekło, do protokołu.
Nie wiemy jednak co stanie się gdy projekt ten będzie procedowany dalej. Prawo i Sprawiedliwość dysponuje samodzielną większością w Sejmie. Może projekt utknie na chwile w komisjach, ale co z tego? Projekty obywatelskie nie są objęte tzw. dyskontynuacją prac parlamentarnych. Oznacza to, że pierwsze czytanie nadało sprawie bieg, który, czy tego chcą czy nie, prowadzić dalej będą musieli posłowie i posłanki następnej kadencji. Co zrobią? Jak zatrzymają takie patologiczne inicjatywy? W jaki sposób będą mobilizować ruch protestu?
To niestety są pytania, na które w ogóle nie ma odpowiedzi i – co gorsza – istnieje uzasadnione podejrzenie, że nikt o tym póki co nie myśli. W trakcie kampanii bito pianę i bardzo słusznie, ale wyraźnie widać, że nie będzie czasu na wygodne rozsiadanie się w sejmowych ławach. Rzeczywistość – jak pisał Wojciech Młynarski – „coraz bardziej nas otaczająca” już woła „sprawdzam”; już po wyborach, a jeszcze przed nastaniem nowej kadrowej kompozycji na Wiejskiej. Tymczasem jasne jest, ze sam hype już zda się na niewiele. Jeśli ktoś jeszcze wierzy, że głośne powrzaskiwanie o demokracji i straszenie PiS-em przyniesie jakieś korzyści to jest człowiekiem bardzo mało spostrzegawczym.
Sytuacja jest tym bardziej groźna, że jeśli PiS już teraz odstawia podobne numery i rzeczywiście ma zamiar brnąć w gąszcz prawicowych nagonek przepoczwarzając przyszłą kadencję w groźną karykaturę tej pierwszej, to posłowie-elekci Lewicy, którzy zachowują się cały czas tak jakby dostali co najmniej 25 proc. mogą ulec drastycznej dezorientacji i zaplątać się we własne nogi prędzej niż PiS. A wciąż wydaje się, że to właśnie będzie najpewniejszą dźwignią do pokonania Kaczyńskiego. Oby jednak teraz ukonstytuowała się inna, złożona z tych ponad 40 mandatów.
P.S. O ksenofobicznych, spiskowych wycieczkach Tomasza Piątka, który stwierdził, że Kreml chce wykończyć Polskę ospą i HIV nie będę się rozwodził przez wzgląd na grzeczność wobec PT Czytelniczki i PT Czytelników.