W udręczonym lockdownem Zakopanem bunt podnosi głowę. I słusznie, szkoda tylko, że to głowa w góralskim kapeluszu, pełna ksenofobicznych haseł, a nad nią powiewa flaga Konfederacji.
Zakopane i inne żyjące z turystyki miejscowości bardzo mocno ucierpiały z powodu pandemii. Sezon letni był słaby, okrojony ograniczeniami covidowymi, a zimowy się właściwie nie wydarzył, ponieważ rząd zmieniając zdanie co minutę, pozbawił tysiące osób pracy zamykając całe Tatry na kłódkę.
Branża turystyczna leży i płacze. Koledzy i koleżanki przewodnicy, właściciele pensjonatów, instruktorzy narciarscy, restauratorzy, pracownicy stoisk z pamiątkami, kelnerki, barmani, barmanki, a nawet górskie schroniska dostały mocno po głowie i po kieszeni. Wszyscy żyją z dzisiaj z oszczędności, jeśli mają szczęście je mieć. Rząd zamykając hotele i pensjonaty, a później stoki narciarskie, wydał wyrok na podhalańską turystykę. Ten czas, kiedy trwa tu tak zwany „wysoki sezon”, za który można przeżyć wiosnę, został zmarnowany. Wszystkim się już ulewa. Złość i frustracja oraz poczucie krzywdy wychodzą w każdej rozmowie. PiS pierwszy raz traci poparcie na Podhalu, które do tej pory było ostatnim bastionem. Tradycyjne góralskie społeczeństwo, przywiązane do wiary katolickiej widziało w PiS gwarant dawnego porządku. A jednak dziś, kiedy ludzie zostali pozbawieni pracy, a widoki na poprawę sytuacji są mizerne, wiara w rządzącą partię zaczęła słabnąć.
I w tym momencie z pomocą wjeżdża Konfederacja, cała na biało. Na białym koniu wolnego rynku, po zaśnieżonej płaskiej ziemi, bez maseczki, za to z otwartą przyłbicą, dumnie, bez kompromisów i bez kompleksów. Nowopowstała inicjatywa „Góralskie Veto” wyciąga rękę do przedsiębiorców i pracowników zagrzewając ich do walki o swoje, o „boskie prawo” do zarabiania pieniędzy na życie. Trudno się dziwić, jak szybko zdobywają popularność. Nikt inny tonącym ręki nie podał, a skrajna prawica owszem.
Góralom przewodzi dzisiaj charyzmatyczny Sebastian Pitoń. Polak, katolik, góral, wyborca konfederacji, wolnorynkowiec, kwestionujący pandemię i szczepienia. Staje po stronie pokrzywdzonych i mówi: nie lękajcie się, sięgnijcie po swoje. I ludzie za nim idą, czemu ciężko się dziwić. I to nie tylko wyborcy skrajnej prawicy. Idą też „zwykli ludzie” dojechani przez rząd, którzy zwiedli się na kolejnych ekipach z Wiejskiej. Idą, bo ktoś im dał nadzieję, podmiotowość i pokazał, że warto zawalczyć o swoje.
Sebastian Pitoń wejdzie oknem, jeśli go drzwiami nie wpuszczą. Znalazł w sobie na tyle bezczelności, żeby wykorzystując naiwność dziewczyn przemówić na Strajku Kobiet w Zakopanem. Część osób była oburzona, cześć zdziwiona jego obecnością i słowami w tym miejscu, ale ostatecznie okazało się, że „dobrze gada” a niewielkie różnice światopoglądowe może nie są tak ważne, gdy Polska płonie.
I tak oto, Sebastian Pitoń, skrajny nacjonalista z Kościeliska, który groził uchodźczym rodzinom śmiercią, który ściska się z Jabłonowskim ze Związku Jaszczurczego i NSZ, stanął na czele ludu podhalańskiego, który był w potrzebie. Stanął, bo mógł, bo nikt inny nie przyszedł. Stanął, bo ktoś był potrzebny, a nikt inny się nie pofatygował. Lewica zajęta piernikową inbą osób z macicami czy bez, konkursem na osobę roku i zaimkami na Twitterze, znowu zapomniała, że ludzie muszą jeść, i że to jest naprawdę najważniejsze w piramidzie potrzeb. Prawica z łatwością zagospodarowała słuszny społeczny gniew, którego lewica nawet nie raczyła zauważyć. Bo górale byli dotąd twardym elektoratem PiS i nie chcieliby słuchać lewaków? Warto było chociaż spróbować, może jednak ktoś by posłuchał. Podobno każdy głos się liczy.
Dlaczego Lewica nie stanie po stronie ludzi, którzy stracili możliwość pracy? Dlaczego nie zaproponowano częściowego chociaż odmrożenia turystyki, tak jak to było latem, z zachowaniem reżimów sanitarnych? Dzisiaj dla tysięcy osób lepszy byłby marny zarobek niż żaden. Podczas pikiet Strajku Kobiet Podhale padło wiele dramatycznych słów z ust małych przedsiębiorców i pracowników turystyki. Dylematy, czy zapłacić rachunki, podatki czy pensje, gdzie szukać oszczędności w domowym budżecie i co się stanie, gdy zabraknie na czynsz – to są realne problemy pracowników i małych przedsiębiorców, nad którymi nasi socjaliści nie zdążyli się jeszcze pochylić. Jeśli wolnościowa lewica nie spróbuje zadbać o podstawowe potrzeby ludzi, lukę wypełni coś bardzo brzydkiego, coś, co jest już bardzo blisko.