Kiedy chowano byłego arcybiskupa Wesołowskiego, byliśmy zajęci opłakiwaniem referendum i liczeniem jego kosztów. Tymczasem chyłkiem Kościół katolicki w Polsce oznaczył kolejny kawałek terenu jako swój – to my decydujemy, kto u nas zasługuje na miano dobrego sługi Bożego, nie papież Franciszek, szef wszystkich szefów w sutannach. Wreszcie znaleziono pole, na którym pokazać można swój sprzeciw wobec papieskiej polityki – w opinii polskich hierarchów niebezpiecznie anarchistycznej i grożącej autorytetowi Kościoła.
Cała sprawa miała wymiar symboliczny, jednak w mojej ocenie bezczelność polskich biskupów powinna zostać dostrzeżona i nazwana. Podczas pogrzebu, w którym uczestniczyło 25 kapłanów, odczytywano fragmenty prywatnych listów, w których Wesołowski zapewniał o swojej niewinności. Byli górale, flisacy, straż pożarna. Wierni przynieśli portrety Jana Pawła II. Bez ściemy, z przytupem.
Okazuje się, że ci sami duchowni, którzy szafują ekskomunikami wobec kobiet decydujących się na in vitro, a nawet wobec polityków dbających o ich interesy (z ex-prezydentem Komorowskim na czela), ci sami, którzy odmawiają sakramentów rozwodnikom – trzymają sztamę z byłym kolegą po fachu, organizują mu istny pośmiertny proces bez oskarżyciela, za to z pełną ławą obrońców. Taki obraz polskiego katolicyzmu zobaczy świat.
Nasz Kościół, tak bardzo zafiksowany na punkcie obyczajowości swoich wiernych, tak bardzo podkreślający wagę porządku i hierarchii w przypadku słynnej sprawy „niepokornego” księdza Lemańskiego, z tak wielką troską pochylający się nad kształtowaniem prawidłowych postaw u młodzieży na katechezie za państwowe pieniądze – okazał totalne lekceważenie dla decyzji własnego zwierzchnika. Chowając Wesołowskiego w Czorsztynie z biskupim pierścieniem okazał również – co ważniejsze – lekceważenie dla jego ofiar. Polska okazała się dywanem, pod który zamieciono pedofilski skandal o zasięgu globalnym. Dominikana jeszcze długo będzie odbijać się nam czkawką. Absurdalna wewnętrzna lojalność zakrawająca na próbę wybielenia z czynów pedofilskich – pomimo oficjalnej decyzji o wydaleniu ze stanu kapłańskiego – jest kolejnym symptomem panoszenia się polskiego Kościoła. Pamiętamy niedawną wypowiedź arcybiskupa Michalika o zepsutych, występnych dzieciach, które wodzą duchownych na pokuszenie i szukają kontaktu fizycznego. Właśnie poszliśmy ciut dalej tą drogą. Miłosierdzie i łaska Kościoła jak widać, skierowane są jedynie do wewnątrz.