Mieszkańcy Łoszczyniwki na Ukrainie urządzili romskim sąsiadom pogrom w starym stylu. Policja pierwszego dnia tylko udawała, że reaguje, a władze lokalne stanęły po stronie napastników.
Wydarzenie obszernie zrelacjonowała działająca w Charkowie organizacja społeczna – Grupa na rzecz Obrony Praw Człowieka. Pretekstem do samosądu na Romach było morderstwo 9-letniej dziewczynki, której ciało znaleziono w opuszczonym budynku rankiem 27 sierpnia. Policja aresztowała w tej sprawie 21-letniego mężczyznę, znajomego rodziny ofiary. Nie jest on związany z miejscową romską społecznością, bo pochodzi z rodziny mieszanej; w Łoszczyniwce mieszka przez całe życie. Mimo to jeszcze tego samego dnia domy Romów otoczył wściekły tłum, którego przywódcy twierdzili, że do tragicznej zbrodni nie doszłoby, gdyby nie napływ tej ludności w ciągu ostatnich trzech lat. Blisko 300 osób przez cały dzień niszczyło mienie Romów, kompletnie demolując dziesięć gospodarstw. Do pobić czy nawet zabójstw Romów nie doszło najprawdopodobniej tylko dlatego, że mieszkańcy domów w porę uciekli.
Napastnicy pohamowali się dopiero wtedy, gdy na miejsce przybył przedstawiciel lokalnych władz i obiecał, że następnego dnia odbędą się „negocjacje” w sprawie dalszej obecności Romów w Łoszczyniwce. W niedzielę wójt Wiktor Paskałow i kierująca administracją rejonu izmaelskiego Walentina Stojkowa spotkali się z delegacją mieszkańców – 200 osób bez żenady domagało się wyrzucenia niechcianych sąsiadów. Co więcej, podczas spotkania w tłumie rozeszła się pogłoska, że Romowie zamierzają wrócić do swoich domów. Organizatorzy pogromu przerwali rozmowy z władzami i ruszyli dokończyć dzieła. Trzeba przyznać, że policja, która dzień wcześniej bezczynnie obserwowała plądrowanie, tym razem stanęła na wysokości zadania, uniemożliwiając pobicie trzech kobiet, które mieszkańcy Łoszczyniwki znaleźli na terenie wsi.
Ostatecznie jednak sprawcy zniszczeń mogą być z siebie zadowoleni – Stojkowa i Paskałow ogłosili tego samego dnia, że Romowie „dobrowolnie” postanowili opuścić wioskę, prosząc jedynie o pozwolenie na zabranie resztek mienia. Chociaż zgody na to łaskawie im udzielono, tylko jedna rodzina odważyła się w poniedziałek wrócić po swoje rzeczy.
Policja zapowiedziała wprawdzie, że zajmie się badaniem okoliczności napadu z soboty, ale marne to pocieszenie. Wieść o tym, że władze lokalne faktycznie stanęły po stronie organizatorów pogromu zamiast bronić ofiar, już się roznosi.