– Dożywocie bez możliwości wcześniejszego zwolnienia – taki wyrok usłyszał Thomas Mair za zabójstwo deputowanej Partii Pracy Jo Cox i zranienie mężczyzny, który próbował jej pomóc. Sędzia surowo potępił działanie mężczyzny, który nie krył się ze swoimi skrajnie nacjonalistycznymi poglądami.
Jako że stan faktyczny w jego sprawie był dość oczywisty, Mair przed sądem nieszczególnie się bronił. Zrezygnował z adwokata i nie zaprzeczał zeznaniom świadków, którzy widzieli morderstwo. Oprócz ich wypowiedzi dowodem w sprawie były nagrania z monitoringu. Oskarżony jednoznacznie dał jednak do zrozumienia, że nadal hołduje ideologii, która popchnęła go do zbrodni – pierwszego dnia procesu adresował do sędziów nacjonalistyczne okrzyki. Chciał też zabrać głos przed samym końcem rozprawy, wtedy jednak sędziowie odmówili przyznania mu głosu, stwierdzając, że okazję, by się wypowiedzieć, już miał.
Oskarżenie stwierdzało w mowie końcowej, że Mair popełnił zbrodnię z nienawiści, a jego postępowanie niczym nie różni się od terroryzmu. Sędzia, ogłaszając wyrok, podkreślał, że Jo Cox była wzorową obywatelką, żoną i matką i właśnie ją, a nie powołującego się na „miłość do ojczyzny” mordercę należy nazwać prawdziwą patriotką. Jednoznacznie stwierdził, że motywacją mordercy były jego rasistowskie poglądy bliskie nazizmowi. Zdecydował, że morderca nie będzie mógł skorzystać z przedterminowego zwolnienia, chyba że uwolnić go postanowi sekretarz stanu.