Site icon Portal informacyjny STRAJK

Nadwyżka? No to chcemy podwyżek! Pracownicy budżetówki szachują Morawieckiego

Czy wicepremier stanie się ofiarą swojej propagandy sukcesu? Możliwe, że już teraz dzwonią do niego wściekli szefowie innych resortów. Na wieść o znakomitej kondycji budżetu państwa, rozbudziły się pragnienia płacowe pracowników sektora publicznego. Apetyty są spore, bo wynagrodzenia nie wzrosły tam od czasów kryzysu gospodarczego.

Związkowcy z „S” na jednym z protestów / wikipedia commons

Pamiętacie zamrożenie płac w budżetówce za rządów Platformy Obywatelskiej? Był to rok 2009, świat pogrążony był w recesji, a rząd Donalda Tuska przeprowadzał brutalne cięcia wydatków. Pracownicy ministerstw, urzędów i służb usłyszeli wówczas, że o wzroście płac mogą sobie pomarzyć przez wiele lat. Obietnica została dotrzymana – kwota bazowa ich wynagrodzeń nie wzrosła do dziś. Trudno zatem się dziwić, że obecnie, kiedy budżet państwa, zgodnie z deklaracjami ministra Morawieckiego, cieszy się znakomitą kondycją, pracownicy budżetówki upominają się o swoje. Przypomnijmy, że nadwyżka budżetowa po pierwszej połowie 2017 r. wyniosła 5,9 mld zł.

O „sprawiedliwy podział efektów wzrostu” zaapelowali m.in. członkowie Międzyzakładowej Organizacji Związkowej „NSZZ” Solidarność Pracowników Sądownictw. Ich szanse stoją wysoko, bo centrala, jak wiadomo, ma bardzo dobre stosunki z obecną władzą. W kolejce ustawiają się jednak kolejne grupy: żołnierze, nauczyciele oraz służby cywilne. – Mamy nadzieję, że przy obecnej dobrej sytuacji ekonomicznej znajdą się pieniądze na 10 proc. wzrost pensji dla nauczycieli od stycznia 2018 r. – powiedział „Dziennikowi Gazecie Prawnej” Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, który przyznaje, że spełnienie postulaty oznaczałoby koszt 4 mld zł. Wyższych wypłat chcą też żołnierze, a dokładniej – wzrostu uposażenia o 280 zł miesięcznie. Koszt? 280 mln zł. Spełnienie postulatów żołnierzy, nauczycieli i służb cywilnych wymagałoby więc desygnowania ok. 5,5 mld zł. A więc mniej więcej tyle, ile wyniosła nadwyżka. I tu zaczynają się problemy, bo konkretne ministerstwa byłyby zmuszone znacząco zwiększyć budżety płac. Stąd też panuje niezadowolenie, związane ze zbyt nachalną retoryką sukcesu, uprawianą przez Morawieckiego.

W sukurs rachunkowi ekonomicznemu ministerstw przyszli jednak najwięksi specjaliści od obniżania oczekiwań płacowych – organizacje pracodawców, które również obawiają się presji płacowej w sektorze prywatnym, związanym z podwyżkami w budżetówce. Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Konfederacji Lewiatan w rozmowie z GDP zaleciła ostrożność w dysponowaniu środkami, bo podobno na koniec roku i tak będziemy mieć deficyt.


Exit mobile version