Trudno w tym kraju powiedzieć złe słowo o Justynie Kowalczyk. Jej figura została już dobrych kilka lat temu wprowadzona do pawilonu nietykalnych. Obok nazywanej przez komentatorów „Naszą Wspaniałą” narciarki zasiadają tam m.in. Karol Wojtyła i Adam Małysz. Czyli bezapelacyjni bohaterowie i herosi narodu polskiego. Problem w tym, że Justyna Kowalczyk wcale nie jest postacią kryształową, a jej ostatnie wypowiedzi w mediach są przepełnione typowym dla klasy wyższej odrealnieniem.. Nasza gwiazda zasłużyła zatem na ostrą krytykę jak nigdy przedtem.
Kilka dni temu na łamach „Wyborczej” ukazał się felieton autorstwa królowej podjazdów i zjazdów. „Szanujmy się” – apeluje Justyna Kowalczyk w tytule. Z jej słów dowiadujemy się jednak, że szacunek należy się przede wszystkim tym, którzy mają szmal i wyczynowo jeżdżą na nartach. Profesjonaliści, powiada Justyna, czekali przez wiele lat na trasy biegowe z prawdziwego zdarzenia. No i się doczekali, ale nacieszyć nadal nie mogą. Dlaczego? A bo hołota rozjeżdża im pieczołowicie wyrzeźbione tory swoimi sankami, jabłuszkami i pupami. Mistrzyni olimpijska na dowód istnienia skandalicznego procederu zaprezentowała na swoim Twitterze zdjęcie uradowanych maluchów – ciągniętych po śniegu przez swoich rodziców. Nasza czempionka nie podziela zadowolenia gromadki weselących się rodaków. Mimo, że sama ich od dekady zachęca do wysiłku na świeżym powietrzu. W sytuacji bezpośredniego spotkania jest jednak wŝciekła. „Jaka szkoda, ze w PL wciąż nie potrafi się szanować czyjejś pracy. Trasy biegowe nie są dla saneczek i buciorów” – grzmi Kowalczyk w opisie. Dostało się również mamom, nazwanym ironicznie „dumnymi”, które złośliwie paradują z wózkami akurat po tym samych traktach, na których formę szlifuje największa z profesjonalistek.
Boleści, które słyszymy od narciarskiej mistrzyni przypominają język użytkowników pół golfowych w Ameryce Południowej, rozwścieczonych zachowaniem dzieciaków z okolicznych faweli, które przeskakują bezczelnie przez kilkumetrowe ogrodzenia, żeby pobawić się na czystych i równych trawnikach. Gówniarze zakłócają spokój, zniekształcają równiutką murawę, przez co biznesmenom może piłeczka wpaść nie tam gdzie trzeba. Są intruzami, psującymi zabawę, tym, którzy płacą za komfort i oczekują jakości.
Nie można zapominać, że wcześniej te wszystkie zakręty narciarskie i pagórki trawiaste służyły potrzebom całych społeczności. Pewnie nie były tak równe i doskonałe jak teraz, pewnie łatwiej było zaliczyć glebę na zakręcie, albo wdepnąć w psią kupę. Potem pojawili się sponsorzy, inwestorzy i przekształcili przestrzeń na potrzeby krezusów sportu i biznesu. Według Justyny Kowalczyk trasy te powinny być terenami strzeżonymi. Byle smutas nie powinien wielkiej mistrzyni wchodzić w tory, bo jaśnie pani się zezłości i medalu z olimpiady więcej nie przywiezie. A te laury, jak powiadają w telewizorze, to przecież nasze narodowe dobro. Justyna o tym wie i dlatego szaractwo proponuje przepędzić z jej drogi do chwały. Oj, Justyna, chyba warto trochę przyhamować i dostrzec, że nie wszyscy, których wyprzedzasz to Twoje nakoksowane rywalki z Norwegii.