Radosław Sikorski, były minister obrony narodowej i były minister spraw zagranicznych, napisał artykuł do wpływowego niemieckiego tygodnika Der Spiegel. Skrytykował w nim Niemcy za ich niechęć do nakręcania wojennej atmosfery i wstrzemięźliwość w dostarczaniu Ukrainie jak najwięcej broni, by im się dobrze wojowało, czyli zabijało przeciwnika. Jednocześnie gromi za aktywność, by jedna z najdroższych i korzystnych dla niemieckich interesów inwestycji – Nord Stream 2 – zaczęła działać.
„Kto dziś jest przeciwko uzbrajaniu Ukrainy, faktycznie jest za wojną”, opowiada Sikorski. Jako człowiek, który swego czasu udawał w Afganistanie dziennikarza i używał broni, orientuje się z pewnością, że najlepszą gwarancją pokoju jest brak broni, a nie jej nadmiar. Wie też z pewnością, że mówienie o „amunicji defensywnej” jest pieprzeniem od rzeczy. Nie mam też wątpliwości, że gdy mówi o tym, że „Niemcy muszą zasadniczo przedefiniować swoje geopolityczne myślenie”, to zdaje sobie sprawę, że wywołuje wilka z lasu. To inteligentny człowiek.
Nie to, że pozostaję w niewoli stereotypów, że Niemcy są wiecznym wojennym zagrożeniem dla Europy. Żaden naród nie przepracował tak dogłębnie swojej odpowiedzialności za zbrodnie wojenne podczas ostatniego światowego konfliktu.
Ale kiedyś ktoś namawia kontynentalną potęgę do wzmocnienia swojego znaczenia poprzez zaangażowanie się w konflikty zbrojne, to może otrzymać rezultat, którego wcale nie chciał.
Sikorskiego krytyka pod adresem Niemiec, że zaangażowały się w format normandzki, by rozwiązać ukraiński konflikt na wschodzie też wydaje się dość niemądra. Format normandzki był jedyną, w miarę skuteczną formą pomocy Ukrainie w pokojowym rozwiązaniu problemu dwóch separatystycznych republik. Próbą, mająca na celu, by przestali ginąć ludzie. O tyle skuteczną, że zakończył się podpisaniem przez wszystkie strony porozumień mińskich. To, że dziś Ukraina oficjalnie się od nich odcina, to kwestia do oddzielnej dyskusji. Ale wtedy, przez jakiś czas, obie strony przestały się zabijać.
Gdzie wtedy był Sikorski? Dziś mówi w Der Spiegel, że to błąd, bo rozmawiano bez udziału Polski. Myślę, że błędem byłoby zaproszenie do nich Polski, najbardziej rusofobicznego kraju Europy, bo to gwarancja na zerwanie procesu pokojowego po pierwszych dniach pracy tego forum. Dobrą ilustracją stosunku Sikorskiego do Rosji jest jedno zdanie byłego ministra dwóch resortów z omawianego wywiadu: „Oczywiście nazistowskie Niemcy popełniły w czasie wojny niewyobrażalne zbrodnie, przede wszystkim na Wschodzie kontynentu, w Polsce i Związku Sowieckim, przede wszystkim na terytoriach dzisiejszej Ukrainy i Białorusi”.
Ten zgrabny, a w istocie haniebny chwyt kompromituje Sikorskiego. Oto rzuca niewypowiedzianą wprost myśl: Niemcy popełniali straszne zbrodnie na terytorium Ukrainy i Białorusi. O zbrodniach na terytorium dzisiejszej Rosji ani słowa. To taki komunikat, że rosyjskie ofiary nazistowskich zbrodni nie są ważne w porównaniu z ofiarami Białorusi i Ukrainy. Tyleż kłamliwy, ileż obrzydliwy.
Sikorski wie oczywiście, że mija się z prawdą. Nie może nie wiedzieć o milionach ofiar na rosyjskiej ziemi, jeśli już chce dzisiaj dzielić ofiary hitleryzmu według narodowości. Ale robi to w sposób plugawy.
Sikorski też oszczędnie gospodaruje prawdą, gdy określa Ukrainę jako „demokratyczny kraj członkowski ONZ”. Prawdziwe w tym jest tylko to, że Ukraina jest członkiem ONZ. Do jakości tamtejszej demokracji mają uwagi ONZ, Unia Europejska i poważne organizacje pozarządowe. Głównie chodzi o skrajny, ocierający się o nazizm nacjonalizm, którego ślady widać w życiu publicznym naszego ukraińskiego sąsiada zbyt często. Pewnie rękę do tego przyłożyła małżonka Sikorskiego, Anne Applebaum. W tekście dla newrepublic.com napisała, że niewielkie nacjonalistyczne grupy na Ukrainie mogą być jedyną nadzieją tego kraju na ucieczkę od apatii, drapieżnej korupcji i, w ostateczności, rozpadu. Pisze, że Ukraińcy „potrzebują więcej okazji, przy których będą mogli krzyczeć ‘Chwała Ukrainie – bohaterom chwała’. Tak, to był slogan kontrowersyjnej Ukraińskiej Powstańczej Armii w latach 40. ubiegłego wieku, ale został przystosowany do nowej sytuacji”.
Jakoś nie bardzo wyszło to przystosowanie.
Teksty obojga małżonków pozwalają postawiać tezę, że najbardziej szkodliwym państwem świata są państwo Sikorscy-Applebaum.