Przeszła do historii kolejna hulanka fanatycznych i faszyzujących mizoginów zwana Marszem Niepodległości. Agresywne nastawienie uczestników imprezy to oczywiście nic nowego; pewną nowością było nieustanne porównywanie się do rycerstwa – na plakatach, w hasłach i wypowiedziach organizatorów. Nowość jest względna, bo jeśli popatrzymy na środowiska prawicowych nacjonalistów na przestrzeni dziejów to wszędzie natrafimy na podobną symbolikę i szukanie swoich korzeni w historii. Naziści nazywali się przodkami rasy panów – polscy narodowcy nazywają się potomkami uprzywilejowanej kasty – rycerstwa.

Środowiska nacjonalistyczne jako samozwańczy potomkowie rycerzy potrzebują wroga. Biorąc pod uwagę jednak, że za każdym razem są to wrogowie obierani na podstawie wewnętrznych fantazji opartych na rasizmie i innych lękach społecznych oraz na fałszywej świadomości można stwierdzić, że narodowcy rzeczywiście rycerzami są – tyle że błędnymi. Don Kichot bił się z wiatrakami, oni walczą z “ideologią LGBT”, “aborcyjną eugeniką” i wieloma innymi potworkami politologicznymi.

Porównywanie siebie do rycerstwa jest szczególnie niebezpieczne i zarazem głupie z dwóch powodów. Pierwszy to wzbudzanie niepotrzebnej agresji i atmosfery wojny. Militarne usposobienie, przedstawianie sylwetki rycerza uderzającą w środowiska socjalistyczne i nieheteronormatywne niezaprzeczalnie jest symbolem otwartej nienawiści. Głupota natomiast wynika ze względów historycznych i klasowych, znamiennie podkreślając fałszywy charakter “rycerskiej” identyfikacji.

Rycerstwo to – tak jak potem polska szlachta – margines w skali społeczeństwa. W dodatku margines skrajnie wobec większości pozostałych uprzywilejowany i bez skrupułów korzystający z pracy chłopów, przepijający wszelkie dobra i kapitał. Rycerstwo to posiadacze ziemscy niczym niemalże nie różniący się od posiadaczy niewolników, żyjący z pańszczyzny. Z nimi to próbują identyfikować się narodowcy, którzy, gdyby żyli w epoce ognia i miecza, najprawdopodobniej należeliby, wraz z większością społeczeństwa, do klasy chłopskiej – najbardziej przez tych “szlachetnych” rycerzy uciskanej.

Zamiłowanie ruchów faszystowskich do traktowania siebie jako środowisk uprzywilejowanych i elitarnych nie jest przypadkowa. Prawicowe ruchy narodowe od zawsze cechowały się sympatią, a często pogardą dla ludzi niższego stanu. Polscy narodowcy nawet gdy udają, że leży im na sercu los polskich pracowników, to i tak muszą kogoś poniżyć: ratunkiem dla wyzyskiwanego Polaka ma być uderzenie w jeszcze słabszego imigranta z zagranicy. Tendencje wrogie pracownikom odnajdziemy również w historii. To w końcu ruchy faszystowskie rozpoczynały podporządkowywanie sobie wszystkich dziedzin życia, poprzez zwalczanie związków zawodowych. To jeden z podstawowych kroków ku ograniu swobód demokratycznych. Bez sprzeciwu pracowników, faszyści zyskali pełną dominację w kwestiach zarówno gospodarczych, jak i politycznych. Nie dziwi zatem szukanie swoich korzeni wśród klas wrogich proletariuszom.

Od pogardy dla chłopów, po pogardę dla mniejszości, fałszywa świadomość rządzi umysłami narodowców. To błędni rycerze, którzy nie kopią, a racą wojują, a uderzają we wroga, którym nie są już co prawda wiatraki, a balkony mieszkańców Warszawy. Niezmienna pozostaje jedynie głupota i zaślepienie “rycerzy”.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…