Zgodnie ze swoją groźbą, prezydent Turcji Receip Erdogan otworzył granice swojego kraju dla kolejnej fali uchodźców, którzy za wszelka cenę chcą dostać się do Europy. Sytuacja staje się trudna do opanowania.
Na granicy Turcji i Grecji około 4000 uchodźców, przede wszystkim z ogarniętej wojna Syrii, próbują sforsować zabezpieczenia i dostać się na terytorium Unii Europejskiej. Policja uczyła gazu łzawiącego, by powstrzymać szturmujących. Władze greckie zapewniają, że panują nad sytuacją, a granice państwa są dobrze chronione. Rzecznik greckiego rządu zakomunikował, że podczas starć zostało aresztowanych 66 imigrantów i żaden z nich nie miał nic wspólnego z prowincja Idlib, gdzie toczą się działania wojenne. Byłby to dowód na ewidentną grę uchodźcami stosowaną przez tureckie władze, by zmusić UE do nacisków na Rosję i Syrię, by wstrzymały ofensywę.
Ze swej strony w nicy z czwartku na piątek Erdogan powiedział, że „otwiera drzwi” dla chcących przejść granicę i udostępnił im, jak podaje NYT, bezpłatne pociągi, by łatwiej dostali się w okolice granicy. I choć prezydent Turcji unika bezpośrednich oskarżeń Władimira Putina o działania zbrojne, kładąc nacisk w swych oskarżeniach przede wszystkim na wojska syryjskie, to jasne, że celem jego działania jest doprowadzenie do rosyjskich ustępstw.
Ruch Turcji stwarza zagrożenie powtórzenia „kryzysu uchodźczego” dla Europy, podobnego do tego z 2015 roku. Przypomnieć warto, że ówczesny kryzys w efekcie doprowadził do znaczącego wzrostu sił ugrupowań skrajnie prawicowych, ksenofobicznych i rasistowskich w całej Europie.
Erdogan zarzucił europejskim przywódcom, że nie dotrzymali obietnic, dotyczących pomocy Turcji w radzeniu sobie z problemem uchodźczym i wezwał do wsparcia jego działań ofensywnych w Idlibie. To raczej mało prawdopodobne, by Europa zechciała bezpośredni zaangażować się w operacje wojskową w istocie skierowana przeciwko Rosji.
Można zatem oczekiwać dalszej eskalacji sytuacji na granicy Turcji z Unią Europejską.