Kolejna grupa zawodowa szykuje się do masowych wystąpień przeciwko „dobrej zmianie”. Przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego na wtorkowej konferencji wyłożył żądania, które rząd powinien spełnić, jeśli nie chce mieć do czynienia z kolejnym konfliktem społecznym.

Coraz więcej pracy, ogrom uciążliwych regulacji i ograniczona autonomia zawodu – to największe bolączki, z jakimi borykają się polscy pedagodzy. Mówił o nich Sławomir Broniarz, szef ZNP na wczorajszym spotkaniu z dziennikarzami. To jednak dopiero początek nowego etapu walki o lepsze warunki pracy. W sobotę 21 kwietnia ulicami stolicy przejdzie wielka demonstracja środowisk nauczycielskich.

– Wiemy, że w sobotę nikogo tam nie będzie. Jednak nauczyciele każdego dnia tygodnia ciężko pracują i nie ma wtedy możliwości, by przyjechali do Warszawy. Dlatego wybraliśmy sobotę – mówił Broniarz. – Manifestacja będzie przebiegała pod hasłem „Mamy dość!”. Bo mamy dość wielu spraw: niskich zarobków, złego ministra edukacji narodowej, zmian bez konsultowania i akceptacji środowiska nauczycielskiego, niszczenia statusu zawodowego nauczycieli – zaznaczył szef największego nauczycielskiego związku zawodowego.
O co chodzi polskim nauczycielom? Głównym polem konfliktu jest kwestia wynagrodzeń. Pozornie wzrosły one po wprowadzonych niedawno podwyżkach. – Nauczyciele otrzymali od 124 do 168 złotych, przy jednoczesnym odebraniu 194 tysiącom nauczycieli dodatku mieszkaniowego. Dla wielu z nich ten dodatek wynosił nawet 150 złotych – tłumaczył Sławomir Broniarz.
Jaki jest zatem postulat? Płace mają wzrosnąć o 1000 zł. Nauczyciele zaznaczają, że są jedną z najsłabiej opłacanych grup zawodowych w budżetówce. Odebranie im dodatku było więc wyjątkowo podłym zagraniem ze strony rządu. – Co trzeci nauczyciel dostawał taki dodatek mieszkaniowy w różnej wysokości. Jeżeli więc nauczyciel stażysta ma skasowany dodatek mieszkaniowy w wysokości 150 zł, a dostał 124 złotych brutto, to łatwo możemy policzyć, że jego podwyżka to minus 26 złotych – wyliczała Suchecka z „Gazety Wyborczej”.
Stawką rozpoczynającej się walki jest również dymisja Anny Zalewskiej. Obecna szefowa resortu edukacji jest prawdopodobnie najbardziej znienawidzoną osobą na tym stanowisku w historii III RP. Nauczyciele domagają się jej odejścia, argumentując, ze chaos w systemie oświaty, niedemokratycznie wdrożona fatalnie przygotowana reforma edukacji oraz niekorzystne dla pedagogów kryteria oceny ich pracy obciążają konto własnie tej członkini rządu.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…