Site icon Portal informacyjny STRAJK

Nędza NATOlińczyków

W stolicy trwa szczyt NATO – najpotężniejszej organizacji militarnej na świecie. Z tej okazji zaprowadzono stan wyjątkowy. Niebo przecinają smugi paliwowe latających maszyn do zabijania, których huk oraz taśmy oplatające wyłączone z ruchu ulice przypominają nam o nadzwyczajnym wydarzeniu, odbywającym się właśnie na Stadionie Narodowym. W najpilniej strzeżonej strefie na terytorium Unii Europejskiej obradują przywódcy państw należących do paktu, którego Polska jest członkiem od 1999 roku.

Od czasu transformacji ustrojowej każdy kolejny rząd realizował politykę nastawioną na zbliżenie ze Stanami Zjednoczonymi i NATO jako jedyną, którą może nam zapewnić bezpieczeństwo w razie zewnętrznego zagrożenia. Żadna inna opcja nie była brana pod uwagę. Brak alternatywy w kwestii doboru strategii polityki międzynarodowej był rezultatem oddziaływania tej samej ideologii, która przekreślała możliwość wyboru ścieżki rozwoju gospodarczego innej niż neoliberalna. Obecnie członkostwo w sojuszu jest nam potrzebne z uwagi na rzekome zagrożenie ze strony Rosji. Sygnałem, świadczącym o prawdziwości tezy o narastającym apetycie imperialnym Kremla ma być przyłączenie Krymu do Federacji Rosyjskiej w 2014 roku. Opiera na tym swój wywód Jakub Majmurek w tekście „Lewico, pogódź się z NATO”, opublikowanym wczoraj na łamach „Dziennika Opinii”. Majmurek wskazuje, że „po raz pierwszy po wojnie, na tej szerokości geograficznej, państwo dokonało rewizji granic za sprawą działań zbrojnych i zaanektowało część innego suwerennego państwa”. A zatem lewica powinna porzucić swój antymilitarny idealizm na rzecz opracowania swojej wizji polityki bezpieczeństwa, która nie może wykluczać bycia częścią struktur atlantyckich. Tymczasem założenie o aneksji Krymu jako precedensie jest błędne. W 2008 roku z poparciem i namaszczenia NATO, Brukseli i Waszyngtonu dokonano rozbioru Republiki Serbskiej, która utraciła Kosowo – kolebkę swojej państwowości. Jeśli więc sen o Starym Kontynencie jako krainie pokoju i stabilizacji został brutalnie zakłócony, to sprawców należy szukać gdzie indziej niż w Moskwie.

Nie jest to jedyna rzecz, która razi w tekście Majmurka. Stanowi on kapitulację wobec myślenia w kategoriach militarnych. Majmurek zaleca lewicy taktycznie porzucenie idei walki o pokój pomiędzy narodami i stabilizacji za pomocą sieci międzynarodowych porozumień, jako tyleż idealistycznej i pięknej, co nieskutecznej w obecnych warunkach, na rzecz opracowania własnej koncepcji polityki bezpieczeństwa, która nakazuje być częścią struktur atlantyckich. Uważa, że Polska „potrzebuje zakorzenienia w jakimś zbiorowym układzie bezpieczeństwa. I znów, czego nie sądzilibyśmy o NATO, nie ma w tej chwili lepszej oferty”. Majmurek wpisuje się zatem w poczet NATOlińczyków, dla których jedyną możliwością jest zajęcie pozycji w którymś z okopów. Tymczasem idea pokoju jest czymś przerastającym pojęcie polityki bezpieczeństwa. Ruchy lewicowe nie powinny nigdy wspierać żadnego z sojuszy militarnych w ramach rozgrywek imperialnych. Zadziwiający u Majmurka jest również  brak wiary w alternatywne rozwiązania. Wizja Polski jako państwa niezaangażowanego w żaden pakt militarny, na terytorium którego nie mogą stacjonować obce wojska czy być instalowane elementy infrastruktury wojskowej, powinna mieścić się w lewicowym kanonie wyobrażalnych możliwości.

NATO, w przekonaniu wielu, jest organizacją nastawioną na podejmowanie działań defensywnych w obliczu zagrożenia któregoś z państw członkowskich, a także skupiającą się na utrzymywaniu równowagi militarnej w Europie. Przebieg zdarzeń w ciągu ostatnich 20 lat pokazuje jednak, że to sojusz był stroną, która istniejący porządek zakłócała. 12 dni po rozszerzeniu paktu o Polskę, Węgry i Czechy, co samo w sobie było już jawnym afrontem wobec Moskwy, na mieszkańców Belgradu spadły pierwsze bomby. Trudno również mówić o równowadze w sytuacji, gdy NATO dysponuje dziewięć razy większą siłą rażenia niż Federacja Rosyjska. Ogromna jest również dysproporcja w wydatkach na cele militarne.

Lekceważące zdania o aktywistach antywojennych, którzy – naiwnie wierząc w pokój pomiędzy wszystkimi narodami – potępiają militaryzm i zbrojenia, jako narzędzie realizacji polityki dotychczas słyszałem przede wszystkim od tych samych mędrców, którzy mlaskali również nad wolnym rynkiem i Panem Bogiem. Przez lata w Polsce utrwalano obraz działacza antywojennego, unoszącego się  w obłokach wyobrażeń wizji świata tyleż kuszącej, co zupełnie nierealnej. Wczoraj o „pięknoduchach” przeczytałem u lewicowego publicysty, którego uważam za jednego z najbystrzejszych. Przykre to i niepokojące.

Exit mobile version