Sytuacja pracowników Miejskich Ośrodków Pomocy Społecznej pokazuje hierarchię ważności kapitalistycznego systemu. Osoby, które z poświęceniem pomagają najbiedniejszym obywatelom, otrzymują wynagrodzenia znacznie poniżej nie tylko średniej krajowej, ale również cywilizowanych standardów.
„Naszej pracy nie szanuje nikt. Jesteśmy pomijane przez kolejne rządy, a samorządy mają nas za społeczników, którzy powinni robić to wszystko za półdarmo. Ci z nas, którzy mają większe rodziny, sami kwalifikują się na beneficjentów MOPS. To jest chore. Chory jest system” – mówi pracownica radomskiego MOPS z 17-letnim stażem.
– Nasze zarobki są oburzające w stosunku do pracy jaką musimy wykonywać, musimy zrezygnować z urlopów w wakacje, bo okres zasiłkowy zaczyna się w tym roku już od lipca – zauważa z kolei pracownik śląskiego MOPS „Silesia Flesz” anonimowy pracownik MOPS-u.
Według danych Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń średnia pensja na jaką może liczyć pracowników MOPS-u wynosi 2 700 złotych brutto. Co drugi pracownik socjalny otrzymuje pensję od 2 330 PLN do 3 249 PLN. 25 proc. najgorzej wynagradzanych pracowników socjalnych zarabia poniżej 2 330 PLN brutto. Na zarobki powyżej 3 249 PLN brutto może liczyć grupa 25% najlepiej opłacanych pracowników socjalnych. Dane pochodzą ze stycznia 2018 roku.
Programy społeczne, takie jak 500 Plus czy niedawno ogłoszony „Dobry Start” czyli 300 złotych wyprawki szkolnej dla każdego dziecka, są realizowane właśnie przez MOPS-y. Dla pracowników to oznacza o wiele więcej pracy. Co na to rząd? Rozkłada ręce i ceduje sprawę na samorżądy.
– Mamy nadzieję, że samorządy tutaj wykażą się dobra wolą, ale nie tylko. Że wypełnią ustawę i te środki, które będą przy realizacji programu 300 plus, przeznaczą dla pracowników. Pełna zgoda, że w wielu przypadkach te wynagrodzenia są bardzo niskie – powiedział Stanisław Szweda, wiceminister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.