W kampanii wyborczej Andrzej Duda obiecywał podwyżkę kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł natychmiast po wyborach, czyli od 2016 r. Rok temu premier Beata Szydło w expose również zapowiedziała podniesienie kwoty z 3091 do 8 tys. zł. Nic z tego nie będzie.
31 października do Sejmu wpłynął projekt PiS zmian w ustawie o podatku dochodowym. We wniosku jest zapis o utrzymaniu kwoty wolnej na dotychczasowym poziomie. Zamiast obiecanych 1440 zł rocznie, które miały zostać w naszych kieszeniach, księgowe wciąż będą mogły odliczać od naszych podatków tylko 556 złotych.
Niepodniesienie kwoty wolnej to nie tylko niedotrzymanie obietnic wyborczych, ale też złamanie prawa. W 2015 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł bowiem, że obowiązujący poziom zwolnienia podatkowego jest za niski, i nakazał jego podniesienie najpóźniej od początku 2017 r.
Posłowie PiS tłumaczą, że zmian nie będzie, bo trwają prace nad reformą systemu podatkowego, która polegać ma na zastąpieniu kilku danin (PIT, ZUS, NFZ) jednym podatkiem. Ma on obowiązywać od 2018 roku. I mimo wielu przecieków i enuncjacji z nim związanych, nikt, z twórcami projektu włącznie, nie wie, jak nowa danina będzie wyglądać. Nikt też w kontekście superpodatku, nawet nie zająknął się o kwocie wolnej.
Dla ekspertów nie jest to zaskoczenie. Po pierwsze rząd musi z czegoś pokrywać swoje olbrzymie wydatki, a po wtóre żelazny elektorat PiS, czyli rolnicy, podatku PIT i tak nie płacą.