Drodzy liberałowie! Nam nie zależy na kolejnych kompromisach, utrzymujących hierarchię i wyzysk. Nam zależy na realnych zmianach. Dlatego nie będziemy grzecznymi, tak jak Kościół nakaże. Dlatego nie uszanujemy Reagana – antyaborcjonisty i szalonego kapitalisty. Tylko radykalne odrzucenie wszystkiego, co z dawnym uciskiem ściśle się wiąże, osiąga realne efekty i zbliża nas do postępu.

Nierówności społeczne, wyzysk w pracy, instytucje religijne, które chcą wchodzić z butami w życie ludzi bynajmniej się z nimi nieutożsamiających, nieposzanowanie praw kobiet – z takimi problemami mierzymy się dziś, w kraju, który miał być demokracją z socjalną gospodarką rynkową. Tysiące ludzi pokazało na ulicach, że czuje, że coś tu bardzo nie wyszło. Teraz, gdy już się policzyliśmy, musimy zdecydować: czy będziemy walczyć z uciskiem, czy może pójdziemy drogą polskich liberałów, próbując pogodzić patriarchat z formalną równością? Z socjalistycznej perspektywy to nie jest żadne wyjście.

Wiele osób oburza fakt protestowania w kościołach. Wypada tu zauważyć, że nie chodzi o żadne drastyczne sceny: polskie demonstrantki nie podpalały świątyń, tylko dokonywały drobnych wandalizmów na budynkach sakralnych czy pomnikach ludzi kojarzonych z utrwalaniem patriarchatu. Mimo to padały słowa: to zbyt wiele, część protestujących odejdzie zniechęcona, a przecież musi być nas jak najwięcej. Tyle tylko, że nawet jeśli przyjąć, że celem tego protestu jest jedynie rozszerzenie praw aborcyjnych, to widać w nim dążenie do uzyskania określonych gwarancji, takich, którym Kościół jest przeciwny. Nie da się walczyć o te postulaty i równocześnie drżeć przed perspektywą urażenia katolików. Jeżeli ktoś popiera podstawowe prawa kobiet, występuje przeciw Kościołowi i jego doktrynie. Wierzący mają do wyboru: albo być niekonsekwentni w swoich przekonaniach, albo sprzeciwiać się możliwości do poprawienia warunków bytu (także swojego). Antagonizacja jest zatem potrzebna. Przedstawienie radykalnie innego stanowiska niż to kościelne, w dodatku respektującego prawa człowieka, to nie krok do utraty poparcia, a raczej wzmocnienie przekonanego elektoratu i szansa na przeciągnięcie na słuszną stronę kolejnych. Walka, która byłaby uległa wobec Kościoła i starego systemu nie przyniosłaby w najlepszym wypadku nic więcej od starego kompromisu. A to nikły cel.

Dlaczego mielibyśmy zachowywać respekt wobec przeciwników? Niektórzy wskazują na konieczność starania się o utrzymanie masowości protestów. Według tej tezy, należy zabiegać o poparcie także wśród katolików. Ich jednak w kontekście protestów podzieliłbym na dwie oczywiste grupy. Pierwsi, którzy wspierają protesty, bo widzą wartość praw człowieka, potrafią wysłuchać argumentów obrończyń praw kobiet. Drugich nawet najbardziej drastyczne przykłady nie są w stanie przekonać. Jestem przekonany, że ta pierwsza grupa jest już i tak dla protestów pozyskana, bo ich wiara nie jest fanatyczna, a i hasła poprawy bytu do ich trafiają. Kto wie, czy – w miarę wychodzenia na jaw kolejnych kompromitujących faktów – ci zdroworozsądkowo myślący nie zrozumieją, że Kościół jest po prostu agresorem. Drugiej grupy nie przekonamy nawet drobnymi ugodami. O nich nie ma sensu walczyć. Wypada raczej przedstawiać stosowną alternatywę, by egalitarna wizja społeczeństwa mogła skutecznie konkurować z ich rojeniami.

Liberałowie oprócz skrajnego dążenia do grzeczności wobec opresorów bardzo cenią sobie jasny sprzeciw wobec jakiegokolwiek wandalizmu. Oburza ich chociażby oklejanie i sprejowanie pomników Jana Pawła II i Ronalda Reagana (ten drugi, równie zagorzały przeciwnik praw aborcyjnych, jest w ich oczach pozytywną postacią), chociaż to działania w obecnych okolicznościach absolutnie logiczne – uderzenie w najbardziej oczywiste symbole opresji.  Jeżeli wartością istotną dla protestujących są prawa kobiet, wszelcy przeciwnicy tych praw stają się w naturalny sposób wrogiem. Ciężko pogodzić istnienie upamiętnień takich osób, gdy walczy się o przełamanie ich wcale nie chwalebnego dziedzictwa.

Ugody, kompromisy zdecydowanie nie są pożądane w żadnym stopniu. Od niemalże samego początku istnienia III RP jesteśmy świadkami funkcjonowania takiego wyjścia (które jest de facto podporządkowaniem się Kościołowi). Wątpię, że ktokolwiek świadomie protestujący i sprzeciwiający się decyzji Trybunału Konstytucyjnego, postrzega ten okres jako szczególnie kolorowy. Myślę, że świetnie wszystko podsumowują wymowne słowa, którymi posługują się protestujące: Grzeczne już byłyśmy!

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…