Niemcy od dawna wszystkim (a Polakom na pewno) kojarzą się z państwem sytych obywateli z szerokim programem socjalnych rozwiązań. Jednak rzeczywistość nie jest tak różowa.
Jak informuje niemiecka federacja organizacji dobroczynnych, równościowych i zapobiegających wykluczeniu (Deutscher Paritätischer Wohlfahrtsverband) od 2006 roku liczba biednych w Niemczech wciąż rośnie.
W 2020 roku liczba biednych osiągnęła 13,4 mln. To jest 16,1 proc. społeczeństwa. W 2006 roku to było 14 proc. Rosną też nierówności.
Owszem, Niemcy mogą mieć powody do zadowolenia, ponieważ tempo wzrostu liczby osób biednych nie jest wysokie w porównaniu z innymi krajami europejskimi. Osiągnięto to, jak pisze Die Welt, dzięki przemyślanych rozwiązaniach, związanych z przeciwdziałaniem negatywnym skutkom ekonomicznym pandemii. Wśród nich były specjalne zasiłki dla bezrobotnych i zasiłki dla pracujących w niepełnym wymiarze czasu.
Dlatego też pandemia niezbyt silnie odbiła się na emerytach, pracownikach budżetówki i urzędnikach. Jednak tendencje są niepokojące i, jak wskazuje Deutscher Paritätischer Wohlfahrtsverband, w nadchodzących latach grupa biednych będzie się powiększać. Pandemiczny kryzys dotknął za to najmniej chronionych czyli pracowników na samozatrudnieniu. Jeśli w 2019 roku wśród obywateli dotkniętych biedą było ich 9 proc, to 2020 grupa ta powiększyła się do 13 proc.
W grupie ryzyka poza samozatrudnionymi znajdują się też: rodziny wielodzietne z trzema lub więcej dziećmi, samotni rodzice wychowujący dzieci, bezrobotni, słabo wykształceni, ludzie, jak pisze Die Welt „z migracyjną przeszłością” i bez niemieckiego obywatelstwa.
Najmniej doskwiera bieda południowym regionom Niemiec: Bawarii i Badenii Wirtembergii. Tam biednych jest 12,2 proc., podczas gdy w pozostałych landach to średnio 17,7 proc. (Brema 28,4 proc., Meklemburgia-Pomorze Przednie, Berlin i Saksonia Anhalt – około 20 proc.).