Żałośni w gruncie rzeczy są dziennikarze, którzy w swoich programach sadzają naprzeciwko siebie zwolenników i przeciwników aborcji. Bo przecież od samego początku wiadomo, że nie ma najmniejszych nawet szans na podstawowe choćby porozumienie. Nawet wtedy, gdy jak dzisiaj w jakiejś telewizji posłanka Joanna Mucha mówiła, siedząc obok Jacka Żalka, że jest też przeciw aborcji, a w szczególności zależy jej na stworzeniu warunków do tego, by kobiety nie zachodziły w niechcianą ciążę.
Po pierwsze, wdzięczenie się do fanatyka nie zmieni przecież jego fanatyzmu; po drugie – pani Mucha, świadomie lub nie, mija się z prawdą. Bo właśnie chodzi o to, by być za aborcją. Bo poza niechcianymi ciążami, wynikającymi z niedouczenia, nieuświadomienia i braku podstawowej choćby szkolnej edukacji, są jeszcze ciąże z gwałtu, kazirodztwa, zagrażające życiu matki, ciąże z głęboko upośledzonym, niezdolnym do samodzielnego życia płodem (płodem, nie dzieckiem, ani dzieciątkiem!) i wreszcie ciąże, których być nie powinno z powodów społecznych. I przerywanie takich ciąż jest konieczne, jeżeli nie chcemy być współwinnymi ludzkich tragedii. I za takimi aborcjami trzeba się opowiadać jasno, zdecydowanie i bez niedomówień.
Pomijam fakt, że od 27 lat społeczeństwo dało sobie narzucić jeden zafałszowany język opisu problematyki aborcyjnej, język radykalnej, fundamentalistycznej prawicy, której mechanizm myślenia i system wartości niewiele się różni od tego islamskich ekstremistów podrzynających ludziom gardła w imię Boga. Pomijam, bo to już się stało i wiele trzeba będzie wysiłku i czasu, by przywrócić pojęciom ich właściwe znaczenie.
Nie przekonają więc jedni drugich, bo to cywilizacyjna różnica. Każdy argument jest nie na miejscu – zresztą tak z jednej, jak i z drugiej strony. Nie trafiają. A żyć gdzieś i obok siebie, mać jego, jednak musimy. Sytuacja jest paradoksalna. Ci od zdjęć porozrywanych płodów są w ewidentnej mniejszości i to się raczej nie zmieni. Świat stał się zbyt otwarty, zbyt łatwo przekraczać dziś granice i patrzeć, że gdzieś indziej można żyć nie według praw szariatu. Ale, choć w mniejszości, to oni mają władzę i siłę państwa, z której korzystają bez wahania i żenady. Kilkuletnie więzienie to tylko pewien etap. Jak trzeba będzie, sięgną po o wiele bardziej drakońskie środki. Dożywocie? Czemu nie? A może i szubieniczkę, jak trzeba, w imię wyższych celów? Niewykluczone.
Łatwo byłoby radzić w warunkach rosnącej w Polsce agresji, by na siłę odpowiadać siłą. Koszty społeczne byłyby jednak zbyt duże. Może wyjściem byłby bierny opór? Zero dyskusji w mediach i towarzystwie, nie przejawiać zainteresowania i reakcji kolejnymi akcjami, wystawami, przemilczać kretyńskie wystąpienia pewnego katolickiego małżeństwa, które opowiada kocopoły z nadzieją, że ktoś im uwierzy. Przeczekać. Samo wymrze.
Demokracja czy demokratura
Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…
Kilka miesięcy mnie tu nie było, a szczurzec przetrwał, więc się ustosunkuję – „prawdziwa lewica” to taka, która przeprowadzi skuteczną deratyzację.
Bierny opór ? Powodzenia inteligenciki (choć sam chcąc nie chcąc z wyższym wykształceniem też jestem poniekąd „inteligentem”).Żaden bierny opór nikogo nie obejdzie.Trzeba „po pysku lać” i tyle.
I nie.Nie chodzi o to,by koniecznie aż tak dosłownie.
@Andy
Trzeba czekać cierpliwie na najbardziej dogodny moment …
Tak jak noc trzeba przeczekać, żeby nastał świt tak i ten skurrwiały czas też trzeba po prostu przeczekać.
Akurat w tej kwestii w Polsce ten skurrwiały czas trwa juź ponad 25 lat. Minęły już rządy „lewicy”, minęły już rządy „liberałów” a teraz mamy rządy narodowej, ultrakatolickiej prawicy (?). I nic nie wskazuje na to żeby w dającej się przewidzieć przyszłości miała w Polsce rządzić lewica z prawdziwego zdarzenia która miałaby ten stan rzeczy zmienić. Jak długo chcesz jeszcze czekać?
Andy,
A ja ciekaw jestem bardzo, co to takiego „lewica z prawdziwego zdarzenia”? Trockiści? Maoiści? Stalinowcy? Zieloni?