Site icon Portal informacyjny STRAJK

Nie ma czegoś takiego jak „wojna kulturowa”, jest jednostronna agresja

youtube.com

Podobno w Polsce trwa „wojna kulturowa”. Przekonują nas do tego politycy i dziennikarze związani z obozem władzy. Według nich lewica i LGBT próbują wywrócić do góry nogami porządek społeczny i wdeptać w glebę tradycję. Mowa jest o „agresywnej propagandzie”, „żądaniu przywilejów”, „narzucaniu swojego porządku przez hałaśliwą mniejszość”. Wsłuchując się w głos tuzów prawicowej publicystyki można odnieść wrażenie, że konserwatywna katolicka rodzina jeszcze nigdy nie była tak zagrożona tak, jak podczas rządów Prawa i Sprawiedliwości.

Starcie dwóch armii – tej stojącej na straży ładu i normalności i tej nieposkromionej dziczy zboczeńców i dziwaków, opowiadane jest językiem ociekającym metaforyką sportu i wojny. Oliwy do ognia dolewają ci, którzy emocje powinni tonować. Rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak przechodzi sam siebie: „Wszystko wolno, wartości nie ma, Boga nie ma, Ojczyzny nie ma. Możesz być, kim chcesz: kobietą czującą się kobietą, kobietą czującą się mężczyzną, kobietą nieczująca się kobietą czy kim tam może być jeszcze kobieta. Kto odważył się bronić zdrowego rozsądku, stawał się moherem, zaściankiem. Dzisiaj Polska powiedziała temu: stop! I wybuchła prawdziwa wojna kulturowa” – mówi urzędnik powołany za rządów Zjednoczonej Prawicy.

„Chór rewolucjonistów, którzy z coraz większą agresją tworzą alternatywną wizję porządku rewolucyjnego w Polsce, jest coraz większy” – grzmi na łamach „DoRzeczy” Tomasz Rowiński w artykule „Tęczowa przemoc u bram”.

„Polityczna agenda LGBT+ zakłada zniszczenie tego świata, co widać w krajach, które wcieliły program »gender mainstreaming«. Ponieważ najłatwiej zniszczyć go tam, gdzie jest delikatny i bezbronny, rewolucjoniści przypuścili szturm na edukację i kulturę adresowaną do najmłodszych” – ostrzega niezmordowany Jan Pospieszalski.

Jest to swoisty majstersztyk – zafundować grupie pozbawionej części praw obywatelskich metodyczne prześladowania, doprowadzić do sytuacji, w której zaszczuci młodzi ludzie skaczą z mostu albo pod metro, a kiedy atakowani zaprotestują, oskarżyć ich o wywoływanie niepokojów społecznych i postawić w roli agresorów.

Dlatego martwi mnie, że Rafał Woś, publicysta bystry, a czasem nawet inspirujący w swoim tekście na łamach „Super Expresu” obarczył odpowiedzialnością za prowadzenie „wojny kulturowej” zarówno władzę, jak i tych, których władza obrała na celownik. „Toczyć ją chcą i aktywistka Margot, i wicepremier Jadwiga Emilewicz. Jak ryba w wodzie czują się w niej liczni politycy Konfederacji oraz spora część Lewicy” – napisał Woś, zapominając jakoś wyjaśnić czytelnikom ogólnopolskiej gazety, na czym polega zaangażowanie stron w ten konflikt.

Czy dziewczyna o niebieskich włosach, bita i lżona przez agresywnych typów, którym te niebieskie włosy skojarzyły się z LGBT, toczy z kimś wojnę? Czy dwaj zakochani w sobie faceci, marzący o rzeczach tak konserwatywnych jak ślub i wychowywanie dzieci, to żołnierze jakiejś armii? Dlaczego pracownik, prosty człowiek, członek klasy ludowej, tej, której prawa do piwa i meczyku Rafał Woś niejednokrotnie bronił, nie może wyjść ze swoim chłopakiem na piwo i meczyk bez obawy, że ktoś mu złamie nos, a następnie oskarży o udział w w jakiejś wojnie?

Nie ma czegoś takiego jak „wojna kulturowa”. Jest jednostronna agresja, jest wdrażana drogą administracyjną i propagandową dyskryminacja, są przemoc i upokorzenia, których doznają ludzie. Sprzeciw wobec tej przemocy i żądanie równych praw dla wszystkich obywateli nie jest prowadzeniem wojny, tylko czymś dokładnie odwrotnym – wołaniem o społeczeństwo bez bezsensownych wojen, bez podziału na  uprzywilejowanych i tych, którzy boją się wyjść z domów.

Rafał Woś ma jednak rację pisząc: „gdy słyszę »wojna kulturowa« to mam wrażenie, że ktoś próbuje mnie oszukać. Albo przynajmniej zmanipulować odwracając uwagę od spraw dla ludzi naprawdę istotnych”. Tylko, że umyka mu najważniejsze – to rząd Prawa i Sprawiedliwości rozpętał tę pożogę, uczynił ze stosunku do LGBT, aborcji i praw kobiet główne pole społecznego antagonizmu, cynicznie kalkulując, że na tym konflikcie zbije polityczny kapitał. A przy okazji, w kotle emocji umykają nam tematy takie jak prawa pracownicze, z których rząd pod pretekstem walki z epidemią po bandycku nas skroił czy postępująca katastrofa ekologiczna.

Exit mobile version