„Jesteś pierwszym pokoleniem, które będzie biedniejsze od pokolenia twoich rodziców” – przeczytał farmer z Nebraski jakiś rok temu, przeglądając serwisy plotkarskie w internecie. „Twoje dzieci będą jeszcze uboższe niż ty” – takie coś wpadło kilka miesięcy temu w oko mechanikowi samochodowemu z Idaho, gdy szukał wyniku swojej drużyny baseballowej w sieci.

„Ameryka odbiera biednym i daje najbogatszym”  – usłyszeli obaj oglądając w telewizorze jeden z setek wieców wyborczych Trumpa. A potem jeszcze dotarło do nich, że mogłoby być dobrze, tylko rządzi banda złodziei.

To, że wypowiadał te hasła multimiliarder, który nigdy nikomu nie zapłacił centa więcej niż chciał, który nie płacił podatków, który przez całe swoje życie miał gdzieś wszystko, co go nie dotyczyło bezpośrednio – nie było dla obu panów istotne. On obiecywał coś, czego nigdy od osoby pokroju Obamy by nie dostali.

Trump stworzył z własnej kampanii wyborczej majstersztyk krótkiego, bezbolesnego dla mózgu wyborcy przekazu. Dla mózgu od lat przygotowywanego wyłącznie do odbioru reklamy. Jak masz robaki, to kup cośtam, jak zdycha ci kot – to coś innego. Nie fatyguj się czytaniem zawartości, niech cię nie obchodzi sposób działania. Kup, zużyj i kup znowu.

Osiem lat Obamy oduczyło ludzi myślenia. Oduczyło nadziei, że Demokraci coś zmienią. Podskórnie wszyscy w Stanach czuli, że coś jest nie tak, że pieniądze dla banków, na które poszy ich podatki, trafiły do prywatnych kieszeni. Że obietnice Obamy o zakończeniu wojen i przeznaczeniu tych pieniędzy na Amerykanów, skończyły się nowymi wojnami i pieniędzmi płynącymi do właścicieli koncernów zbrojeniowych.

I wychodzi taki Trump i to mówi. A Clintonowa truje o wartościach, o tym, że zna się na swojej robocie. Clintonową wspierają gwiazdy muzyki, które rocznie zarabiają tyle, ile pół Nebraski w ciągu dekady. Zarabiają, bo są w układzie, który napełnia kiesy tylko swoim.

Trumpa tacy nie lubią. A skoro nie lubi go elita, to nieważne, co mówi i kim jest. Jest spoza. Jest nasz.

Nie płaczę po demokratach. Obama miał niepowtarzalną szansę powstrzymać w 2008 r. rosnące rozpiętości zarobkowe w Stanach i na świecie. Mógł finansjerze nałożyć kaganiec jak niegdyś Roosevelt. Kaganiec, dzięki któremu przez prawie 60 lat banki nie wywołały kryzysu. Nie, laureat pokojowego Nobla wolał nie zrobić nic. O tym mieszkańcy środkowych stanów pewnie nawet nie słyszeli. Ale czuli to we własnych kieszeniach i na własnych kontach. Szczególnie, jak wmawiano im, że amerykańskie PKB rośnie i dlatego jest im lepiej. Może i rosło, ale im z tego powodu lepiej nie było. I właśnie dlatego, nie tyle głosowali na Trumpa, co raczej kazali spadać – współodpowiadającej ich zdaniem za to –  Clintonowej.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Ja też nie płaczę po Clintonowej. Natomiast płaczę nad tym, że wielkimi krokami zbliża się do nas świat pokazany w filmie „Idiokracja”. :( To właśnie przejawem „idiokracji” są zwycięstwa takich polityków jak Trump w USA czy PiS w Polsce, to właśnie przejawem „idiokracji” jest również fakt, że zwycięstwa te były możliwe dzięki brakowi sensownej, MĄDREJ konkurencji dla nich na scenie politycznej, dzięki której ludzie nie musieliby głupio szukać ratunku u szaleńców.

    1. Donald Trump nie jest szaleńcem. Tak go przedstawiano aby mu odbierać głosy. Wystartował wbrew woli establishmentu więc robiono mu „pod górkę”. Jest to człowiek bezpośredni, pozbawiony „obłudy towarzyskiej” ale może sobie na to pozwolić. Kto bogatemu zabroni?

      Na naszym podwórku mamy także podobne przykłady dorabiania gęby. Pozwolę sobie przypomnieć Stanisława Tymińskiego oraz Andrzeja Leppera. Byli zagrożeniem dla „elit” więc zrobiono z jednego szaleńca a z drugiego ćwoka.

      Standard demokracji.

  2. Celne podsumowanie, szkoda tylko ze po fakcie. Do wyborów na portalu nikt z Redakcji o tym się nawet nie zająknął. A teraz już „po ptokach” i wartość tego odkrycia żadna. Teraz to wszyscy wiedzą….

    1. O czym się nie zająknął?
      O tym, o czym ten portal pisze cały czas w co drugim artykule? Bo przecież żadnych innych wniosków w tym tekście nie ma.

    2. O prawdziwych przyczynach popularności Trumpa. O frustracji i zniechęceniu ogromnej liczby Amerykanów do elit, bankructwie rozdmuchanej do absurdu poprawności politycznej. O odczuwanym przez nich zagrożeniu ze strony nielegalnych imigrantów, zwłaszcza latynoskich.
      Na portalu przed wyborami były tylko lamenty typu „Trump rasista, seksista, ksenofob,prostak i burak ze słomą w butach”.

      Nie było refleksji że za jego popularnością stoi coś więcej niż głupota i niskie instynkty zwolenników. Pojawiło się to dopiero w powyższym artykule.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…