Węgrzy opróżnili obóz znajdujący się na północy kraju. Do końca roku chcą go zamknąć. Kierują się logiką “należy chronić granice, a nie budować po całej Europie obozy”.
To słowa Lajosa Kosy, wpływowego polityka Fideszu, który pełnił rolę burmistrza Debreczyna przy granicy z Rumunią, gdy zamykano obóz dla uchodźców również w tym mieście. Równolegle z nim zlikwidowano ośrodek w Nagyfa przy granicy z Serbią i Chorwacją.
Teraz zniknąć ma Bicske, gdzie przybywało około 360 osób. Imigranci zostali skierowani do innych obozów, m.in. do Vamosszabadi przy granicy ze Słowacją, gdzie przebywa około 200 osób.. Węgrzy stwierdzili, że do końca roku opróżniony ośrodek zostanie zamknięty. Nie oznacza to bynajmniej, że fala uchodźców płynąca do Europy przez Bałkany zmniejszyła się – Węgry uszczelniły się tak bardzo, że praktycznie wszyscy imigranci, którzy zdołali przedostać się do 8-kilometrowego pasa między Węgrami a Chorwacją/Serbią, są wyłapywani i zawracani do najbliższego przejścia w ogrodzeniu granicznym i kierowani do strefy przejściowej na granicy.
Węgry najpierw postawiły ogrodzenie wzdłuż granicy z Chorwacją i Serbią, obecnie budowane jest kolejne – jeszcze bardziej szczelne, “mogące powstrzymać nawet kilkaset osób na raz”. Doradca premiera Orbana, Gyoergy Bakondi, stwierdził z dumą, że środki zapobiegawcze zastosowane przez Węgry dla zamknięcia szlaku bałkańskiego, porozumienia z UE i Turcją, a także “obrona zastosowana przez państwa narodowe” działa. Do 5 lipca 2016 na Węgry dostało się około 18 tys. Imigrantów, zaś udaremniono przedostanie się około 10 tysiącom. Musieli wybrać okrężną drogę, często z narażeniem życia.