Jak się okazuje, bestseller Wojciecha Sumlińskiego zawiera fragmenty innych bestsellerów – może temu właśnie zawdzięcza swój sukces. W książce znajdują się całe akapity z powieści Alistaira McLeana i Raymonda Chandlera, amerykańskich autorów kryminałów.
Fragment powieści „48 godzin” Alistaira McLeana z 1966 roku (ekranizowana w 1971, główną rolę grał Anthony Hopkins) Sumliński wykorzystał jako historię wysoko postawionego funkcjonariusza policji, z którym – jak twierdzi – rozmawiał. Przepisał też całe fragmenty z „Mrocznego Krzyżowca” (1961) tego samego autora, zmieniając tylko nazwy trunków (bohater pił whisky, Sumliński gin z tonikiem) i nazwiska bohaterów powieści na Bronisława Komorowskiego czy oficerów Agencji Mienia Wojskowego. Opisy jednego z budynków wziął wprost z „Lalki na łańcuchu” (1969), podobnie jak dokładny wygląd napotkanej podczas swojego śledztwa kobiety. „Natchnieniem” dla Sumlińskiego okazał się też Raymond Chandler, podobnie jak McLean klasyk amerykańskiego kryminału XX w., którego to gatunku „niepokorny dziennikarz śledczy” widocznie jest fanem. Policjanta, jego strój i wystrój pokoju w komendzie w Białej Podlaskiej opisać postanowił dokładnie słowami Chandlera z powieści „Żegnaj laleczko” (co niezbyt dobrze świadczy o nowoczesności bialskiej komendy, książka ukazała się bowiem w 1940 r.).
Podobnie postąpił z co najmniej kilkoma dziełami McLeana i Chandlera, plagiatując głównie błyskotliwe uwagi natury ogólnej, ale też szczegółowe charakterystyki pomieszczeń, budynków, ludzi. Całą sprawę – wraz z obszernym materiałem porównawczym, ujawnił „Newsweek”.
Wojciech Sumliński w 2008 roku został oskarżony o próbę wymuszenia łapówki na oficerze WSI w zamian za pozytywną weryfikację; w grudniu zeszłego roku, przed zaledwie trzema tygodniami, został uniewinniony. Jest idolem „niepokornej” prawicy.
[crp]Polska trasa koncertowa probanderowskiego artysty
W Polsce szykuje się występ znanego, przynajmniej na Ukrainie artysty i szołmena Antona Mu…
nie znam, nie wiem o co „lata” ale wiem, że panu Baumanowi zarzuca się tzw. „autoplagiat” – prościej mówiąc, 'sprzedawanie tego samego towaru drugi raz” (takie śledzie drugie świeżości) ale za to w nimbie „naukowości”, uznania, etc.
PEŁEN ZWIS.
Plagiat jak plagiat,gorzej że z tego oskarżenia wynikałoby – wbrew temu co sądzi(ło) o tej książce wiele osób,że akurat NIE JEST TO RACZEJ literatura faktu i wynik śledztwa dziennikarskiego… – choć oczywiście na podstawie Wikileaks i nie tylko wiadomo,że powiązania byłego prezydenta z WSI to już nie jest bajka.