Site icon Portal informacyjny STRAJK

Niech jedzą drożdżówki

Platforma Obywatelska przeprowadziła rewolucję w szkolnych sklepikach. Restrykcyjną ustawą spowodowała, że z placówek edukacyjnych zniknęło niezdrowe jedzenie. Kierunek słuszny, za to wykonanie takie jak większość poczynań tej partii – fatalne. Ustawa weszła w życie bez wytycznych i bez sprawdzenia, czy nie zawiera bubli.

W efekcie jako niezdrowe jedzenie potraktowano kanapkę z jajkiem posypanym solą. Kanapka z jajkiem została, sól dzieci do szkoły przemycają. Niektóre przynoszą ją w woreczkach. Inne przynoszą całe solniczki. Rządzący, co prawda z innych powodów, podobnie załatwili bary mleczne. Wtedy aktywiści zorganizowali akcję „chcemy pieprzyć w barach”. Czekam, aż dzieci podłapią ten pomysł.

Minister Edukacji Narodowej spędziła dzisiaj cały dzień przed kamerami, tłumacząc jak wielkim sukcesem było wynegocjowanie dla dzieci drożdżówek. Teraz negocjuje sól i kawę. Brawo pani minister! Pani bohaterstwo zostanie zapamiętane!

A na poważnie. Pamiętam, kiedy w Warszawie i Krakowie prywatyzowane były stołówki szkolne. Pamiętam determinację rodziców, którzy robili wszystko aby je uratować. Wiedzieli, że prywatyzacja to wzrost cen i spadek jakości żywienia. W niektórych szkołach cena posiłku wzrosła o ponad 100 proc. Pamiętam, że jedna z matek płakała, że ma trójkę dzieci, które wychowuje samotnie. Mówiła, że nie będzie jej stać na zapłacenie więcej, bo już teraz sobie nie radzi. A wystaje ledwo ponad progi pomocowe. I pamiętam jak radni się z niej śmiali, bo interes wchodzących do szkół przedsiębiorców był ważniejszy od dobrostanu dzieci.

Ale chyba najbardziej zapamiętałam toto, czego nie było. Nie było interwencji MEN. Nikogo nie obchodziło, że dzieci nie będą miały jedzenia dobrej jakości, że miejsca pracy kucharek i pomocy kuchennych zostaną zlikwidowane, że część dzieci zostanie obiadu pozbawiona.

Teraz MEN staje w obronie drobnych przedsiębiorców, według których wolność do sprzedawania uczniom śmieciowego jedzenia jest ważniejsza od zdrowia dzieci. W końcu to ich wyborcy. I nie ich dzieci.

Exit mobile version