Walka o prawa pracownicze w Polsce nabiera szczególnej dynamiki na odcinkach, gdzie interes zatrudnionych pokrywa się z  potrzebami katolików. Przykładem takiej prawidłowości jest projekt ustawy o zakazie handlu w niedzielę, pod którym związkowcy z „Solidarności” zebrali już 100 tys. podpisów.

Związkowcy z "S" na jednym z protestów / wikipedia commons
Związkowcy z „S” na jednym z protestów / fot. Wikimedia commons

O błyskawicznym postępie w zbieraniu sygnatur pod projektem poinformował wczoraj na antenie Radia Gdańsk przewodniczący regionalnej „Solidarności” Krzysztof Dośla. Związkowiec zapowiedział, że gotowy dokument zostanie złożony w Sejmie prawdopodobnie już we wrześniu bieżącego roku. Dośla powiedział również, że autorzy projektu są gotowi na dyskusje na temat jego poszczególnych założeń.

Zmiany, które proponuje „Solidarność” zakładają wprowadzenie zakazu handlu w niedziele przy zachowaniu pewnych odstępstw. Będą one dotyczyć  stacji benzynowych, kwiaciarni, małych piekarni czy osiedlowych sklepów, w których obsługą będzie się zajmował właściciel.  W projekcie znajdują się też zapisy gwarantujące możliwość ustanowienia siedmiu niedzieli handlowych – w okresach kalendarzowych wymagających zintensyfikowanej konsumpcji. Do takich autorzy zaliczają niedziele poprzedzające katolickie Święta Bożego Narodzenia, Wielkanoc, a także okresy sezonowych wyprzedaży.

Czy projekt ma szansę zyskać aprobatę sejmowej większości? Wszystko wskazuje na to, że tak. Pod dokumentem swój podpis złożył marszałek Sejmu Marek Kuchciński, a w ciepłych słowach o planach „Solidarności” wypowiedział się również prezes PiS Jarosław Kaczyński, co właściwie przesądza już sprawę.

Ciekawym zjawiskiem jest pewna chwiejność wśród prawicowych ekspertów od ekonomii i przyzwoitości. Cytowany przez Polskie Radio dr Bartłomiej Biga z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego wskazuje na dobre i złe strony projektu.  – Idea ta cieszy się poparciem wielu środowisk, w tym Kościoła oraz rządu. Wprowadzenie w życie niektórych zapisów ustawy w brzmieniu zaproponowanym przez inicjatorów – „Solidarność” – może mieć jednak szereg negatywnych konsekwencji. Ponadto Stanisław Szwed, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, ostrzega, że wprowadzenie ograniczeń już od początku 2017 roku może okazać się niemożliwe – zauważa Biga.

– Koronnym argumentem przeciwników ograniczania handlu w niedziele jest natomiast widmo redukcji zatrudnienia. Trzeba jednak podkreślić, iż wbrew czarnym scenariuszom skala zwolnień byłaby znacząco niższa niż 1/7 ogółu zatrudnionych, gdyż wzrósłby popyt na pracę w pozostałe dni tygodnia. Większa liczba kupujących od poniedziałku do soboty nie uchroniłaby jednak branży przed redukcją zatrudnienia o nawet 100 tysięcy osób. Choć liczba ta stanowi jedynie ok. 2,5 proc. pracowników handlu, to skala zwolnień byłaby znaczna. Trzeba bowiem pamiętać, że w skali całej gospodarki branża ta generuje co czwarte miejsce pracy – uważa Biga.

Co na to przedstawiciele innych związków zawodowych? – Dla nas nie jest priorytetem to, aby niedziele były dniami wolnymi, ale by były dniami lepiej opłacanymi. Nie jesteśmy zwolennikami całkowitego zakazu – powiedział dla „Dziennika Elbląskiego”  Piotr Szumlewicz, ekspert OPZZ.

Zwolennicy ustawy podkreślają, że Polacy są jednym z najbardziej zapracowanych społeczeństw w Unii Europejskiej i OECD, a więc każdy dzień ustawowo wolny od pracy będzie ulgą dla zatrudnionych. Autorzy projektu wskazują również, że podobne regulacje obowiązują w wielu innych państwach UE, m.in. w Niemczech. Ekonomiści prognozują, że wprowadzenie dnia wolnego w niedzielę może przyczynić się do wzrostu wydajności pracy.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. W wolnym kraju gdzie podobno jest wolny rynek ustawowo zakazywać działalności gospodarczej w wybrane dni … Ku…rwa to już jest czysty komunizm

    1. Wolny rynek? W Polsce? W Unii Europejskiej? Pan raczy żartować :-)

  2. Zawsze lubiłem pracować w niedzielę, bo dostawałem za nią dzień wolny na tygodniu i mogłem po ludzku załatwić coś w urzędzie, na poczcie, u lekarza.

    Jesteśmy jednym z najbardziej zapracowanych społeczeństw w UE? Gdzie indziej czytałem, że mamy jedną z największych liczb świąt ustawowo wolnych od pracy. Więc jak to w końcu jest?
    Zresztą jakby nie było, po zaborach, wojnach, okupacjach i dziesiątkach lat gospodarki centralnie planowanej, byliśmy przysłowiowe 10 lat za Murzynami. Żeby odrobić straty i dogonić zamożne państwa Zachodu, trzeba teraz ciężkiej pracy, pracy i jeszcze raz pracy. Nie ma innej drogi.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…