Od wczoraj w stolicy Bawarii trwają demonstracje przeciwko niedemokratycznej umowie o wolnym handlu, globalnemu ociepleniu i rosnącym nierównościom dochodowym. Na ulicach Monachium protestowało w czwartek ok. 45 tysięcy osób. Największe zamieszki prawdopodobnie jeszcze przed nami.
Do położonej kilkadziesiąt kilometrów od stolicy Bawarii, niewielkiej miejcowości Elmau już za dwa dni zjadą główni rozgrywający światowego porządku – przywódcy grupy G7, skupiającej największe potęgi gospodarcze. Głowy państw od 7 do 8 czerwca będą obradować w zabytkowym zamku, który został przez niemieckie służby zamieniony w prawdziwą twierdzę. W okolicy stacjonuje ok. 20 tys. policjantów, a praktycznie cały region jest śledzony przez zawieszone w powietrzu drony. Organizatorzy spodziewają się bowiem przyjazdu kilku tysięcy przeciwników dyktatu korporacyjnego kapitału i podległych mu polityków.
Przedsmak tego, co nastąpi w weekend, mieliśmy Monachium już wczoraj. Wielotysięczny tłum domagał się natychmiastowego zerwania negocjacji w sprawie forsowanej przez międzynarodowe korporacje transatlantyckiej umowy o wolnym handlu. Głównym hasłem protestu było „Powstrzymać TTIP – uratować klimat – zwalczyć biedę”. Przeciwnicy umowy argumentują, że będzie ona realnym oddaniem władzy w ręce wielkich firm, które będą mogły pozywać państwa o miliardowe odszkodowania za decyzje podjęte w interesie obywateli, np. podwyżkę płacy minimalnej czy normy dotyczące bezpieczeństwa konsumentów. Według uczestników protestu oburzające jest również utajnienie prowadzonych negocjacji. Na transparentach można było zobaczyć m.in. „Yes we can – powstrzymać TTIP” czy „Każde dziecko, które umiera z głodu, zostało zamordowane”.
Jeden z koordynatorów akcji w Monachium, Reiner Braun z antykapitalistycznej grupy „Kooperacja dla pokoju” oświadczył, że głównym postulatem ruchów społecznych powinna być „delegitymizacja G7 – struktury samozwańczej i niedemokratycznej”, która realizuje „politykę wojny i militaryzacji”. Braun zaznaczył również, że przy okazji następnego protestu liczy na obecność aktywistów z Europy Środkowo-Wschodniej, w tym z Polski. Znad Wisły do Bawarii nie pofatygowała się bowiem żadna zorganizowana grupa.