Kanclerz Angela Merkel i prawe skrzydło jej kruchej większości rządowej spróbują dziś ostatni raz załagodzić swój kilkutygodniowy spór na temat polityki imigracyjnej, który zagraża przetrwaniu rządu i spójności Unii Europejskiej. W centrum politycznej przepychanki jest sprawa nie wpuszczania do Niemiec imigrantów zarejestrowanych w innych krajach europejskich, czego za wszelką cenę chce minister spraw wewnętrznych Horst Seehofer.
Na takie postępowanie nie zgadza się kanclerz, obawiająca się „efektu domina” w Europie i końca ery Schengen. Konflikt miał się teoretycznie skończyć wczoraj, ale po 10 godzinach burzliwego spotkania kierownictwa konserwatywnej partii Seehofera CSU, minister zaoferował swoją dymisję w rządzie i partii, a potem zawiesił tę decyzję, by rozpocząć „rozmowy ostatniej szansy” z Angelą Merkel.
W tej sytuacji rządowa koalicja CSU-CDU i socjaldemokratów, z trudem ustanowiona w marcu, znalazła się w stanie zawieszenia, tak samo jak trwający od 1949 r. sojusz CDU-CSU. Cała ta sytuacja mocno denerwuje socjaldemokratów. Przewodnicząca grupy parlamentarnej SPD Andrea Nahles nazwala dziś obóz konserwatywny „kompletnie nieodpowiedzialnym”, a samego Seehofera oskarżyła o „delirium egocentryczne”.
Według sondaży, zdecydowana większość Niemców (67 proc.) dzieli opinię Nahles i ma dość „buntu” Seehofera. 69-letni polityk upiera się przy radykalnych rozwiązaniach, bo w jego rodzinnej Bawarii coraz więcej głosów zbiera skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) zagrażając „odwiecznym” rządom CSU w tym regionie.
Bez względu na rezultat toczących się właśnie w Berlinie negocjacji, Angela Merkel wyjdzie z tego kryzysu osłabiona. W najgorszym dla niej wypadku rząd może się po prostu rozlecieć. Po 13 latach władzy kanclerz jest otwarcie kontestowana nawet w swej własnej rodzinie politycznej.