Prawie tysiąc osób otrzymało od 2017 roku od rządu Republiki Federalnej Niemiec odszkodowania za pracę w gettach. Wysokość jednorazowego świadczenia nie rzuca jednak na kolana i budzi krytykę lewicowej opozycji. – To nędzna suma – skomentowała przedstawicielka partii Die Linke.
Osoby, które w czasie II wojny światowej pracowały w gettach, mogą teraz otrzymać niewielką rekompensatę. W ciągu ostatnich dwóch lat rząd w Berlinie wypłacił odszkodowanie z tego tytuły 869 osobom, w ramach „dodatku z tytułu rekompensaty świadczeń emerytalnych”. Wysokość świadczenia to 1500 euro. Informacja pojawiła się w niemieckich mediach za sprawą interpelacji zgłoszonej w Bundestagu przez partię Die Linke, która stoi na stanowisku, że rząd RFN powinien w większym stopniu zatroszczyć się i zadośćuczynić ludziom, którzy byli zmuszeni przez hitlerowski reżim do prac przy systemie opresji.
Spośród 1249 wniosków jakie wpłynęły do niemieckich urzędów w ciągu ostatnich dwóch lat, 347 wniosków zostało odrzuconych. To jednak nie kończy sprawy. Na rozpatrzenie czeka jeszcze 127 wniosków o wypłacenie dodatku. Komu on dokładnie przysługuje? Jest on przeznaczony dla ofiar nazizmu, którzy w getcie „dobrowolnie” podjęli pracę i „byli za nią wynagradzani”. Wytyczna niemieckiego rządu zaczęła obowiązywać za sprawą uchwały Bundestagu latem 2017 roku.
O jednorazowe świadczenie w wysokości 1500 euro mogą się wciąż ubiegać ofiary reżimu, pod warunkiem udokumentowania pracy w getcie, oraz pod warunkiem, że nie zostali objęci wcześniejszymi zasadami „dodatku z tytułu rekompensaty świadczeń emerytalnych”, np. jeśli wpłacali do niemieckich kas emerytalnych krócej niż pięć lat. Nie dotyczy to robotników przymusowych. Odszkodowania dla nich regulują w Niemczech inne przepisy.
Projekt został skrytykowany przez partię Lewica, która ustami swojej ekspertki ds. polityki wewnętrznej Ulli Jelpke uważa, że inicjatywa jest niekompletna, pomoc przychodzi zbyt późno, a suma 1500 euro jest zbyt niska, a wręcz „nędzna”.