Słoneczne sobotnie popołudnie. Na Krakowskim Przedmieściu i Nowym Świecie wielojęzyczny tłum łączy uśmiech i poczucie przyjacielskiej wspólnoty. Jest światowo i błogo – gdy nagle od Pałacu Prezydenckiego wdziera się w ten dzień wrzask nieprzyjazny i wypełniony biało-czerwonymi flagami. Zgrzyt, bo flaga nie powinna budzić złych skojarzeń i straszyć.

25 lipca 2015 roku przeszła ulicami Warszawy demonstracja Młodzieży Wszechpolskiej protestująca przeciwko przyjęciu przez Polskę 2 000 (słownie: dwóch tysięcy) imigrantów z rejonów świata objętych wojną.

Dwa tysiące osób w narodzie wielomilionowym. W narodzie, którego milionom pomagali inni w krajach odległych kulturą, językiem, religią. W narodzie, którego miliony żyją za granicą, w krajach także odległych językowo, religijnie, kulturowo; gdzie znaleźli dom, pracę, miłość, szacunek, nadzieję, bezpieczeństwo i poczucie kontroli nad swoim życiem. Na wysokości Uniwersytetu z głośnika poleciało jak kamienie, że jeśli przyjadą to „na drzewach zamiast liści będą wisieć islamiści”, bo Polska to bóg, to honor i ojczyzna, i tylko dla białych! Jeśli „Ewa Kopacz chce murzyna niech go sobie w domu trzyma”, więc precz z czarnymi, bo Polak to biały katolik i tak dba o swój honor, tak i o ojczyznę. Na wysokości Polskiej Akademii Nauk wybredziło się z głośników, że to przez te dwa tysiące, co tu mają zjechać, do Polski nie mogą wrócić trzy miliony krajan, którzy chcieliby wrócić, ale nie mogą, bo Polska przyjmuje islamistów, a Polska to bóg, to honor, to ojczyzna Polaków, tylko Polaków, i ci na platformie i w marszu zapewniają, że będą „raz sierpem, raz młotem siekać i czerwoną i islamską hołotę”, bo my to „biała siła”, a Polska jest dla Polaków, białych Polaków więc „precz z czarnymi i tymi, co islam wyznają”.

Od biało-czerwonej powiewającej nad maszerującym tłumem, od orła na czarnym tle, i od nienawistnej mazi wylewającej się jak obrzydliwy rzyg z rozwrzeszczanych gardeł minął słoneczny dzień. Zrobiło się wstyd, nieprzyjemnie i niebezpiecznie.

Te wrzaski, pełne rasistowskich, ksenofobicznych treści, nawoływały wprost do przestępstwa.
Marsz zabezpieczała policja. Szli, przysłuchując się wyzwiskom i wezwaniom do broni. Nie reagowali. Zdenerwowana Polka – emigrantka, która przyjechała odwiedzić rodzinę – wykrzyknęła, że przecież to jest nawoływanie do przemocy i że powinni zareagować. Usłyszała od policjanta: „Spierdalaj, bo cię aresztuję. To oni są tu legalnie, nie ty”…

Każdemu zapewnia się wolność organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestniczenia w nich. To art. 57 Konstytucji RP. Bardzo ważny. Istotą społeczeństwa demokratycznego jest bowiem społeczeństwo deliberacyjne. Co to oznacza? Prawo do wyrobienia sobie własnego zdania na sprawę po wysłuchaniu różnych, także sprzecznych ze sobą poglądów, punktów widzenia, opinii, ekspertyz. Ich prezentacja nie musi się ograniczać do sali wykładowej czy łamów gazet. To może być także demonstracja, zgromadzenie, przemarsz przez miasto. Ważne jest, by jak najszerzej interpretować wolność ujętą w art. 57 Konstytucji. By każdy miał realne prawo do organizowania pokojowych zgromadzeń. Słowo odnoszące się do pokoju to nie ozdobnik – to istota debaty prowadzonej w formie przemarszu. Nie można atakować uczestników zgromadzenia. Dlatego mają zapewnioną ochronę policji. Czy jednak w trakcie pokojowego marszu, który jest legalny, można naruszać prawo?

Sąd Najwyższy wypowiedział się już w tej sprawie stwierdzając, że okrzyk typu, że „na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści” nie podpada pod kodeks karny, bo nie jest to okrzyk i hasło na tyle specyficzne, by dało się uznać za przestępstwo. Tym razem jednak przemarsz zorganizowany jest z powodu specyficznego zdarzenia i przeciwko określonej grupie – dwóch tysięcy uchodźców . Ten marsz Młodzieży Wszechpolskiej jest przeciwko nim, a art. 257 kodeksu karnego jest równie jasno określony: „Kto publicznie znieważa grupę ludności z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej rasowej, wyznaniowej” popełnia przestępstwo.

Wolność słowa jest ważna i przecież nie chodzi o to, by robić organizatorom i uczestnikom tej grupy z bogiem, honorem i ojczyzną w gębie, sprawę karną. Szli, głośni, nienawistni, nawołujący do nienawiści i znieważający grupę dwóch tysięcy uchodźców, która ma się zjawić w Polsce. I szła, chroniąc ich i legitymizując policja. Słyszała, słuchała i nie reagowała. Prawo do zgromadzeń i legalny marsz, to jedno. Czy naprawdę jest jednak tożsamy z prawem do naruszania w jego trakcie innych przepisów? Gdyby w trakcie legalnego przemarszu uczestnicy wciągali działki kokainy i zaprawiali się crackiem – czy policja byłaby równie obojętna? A gdyby wrzeszczane hasła brzmiały „raz sierpem, raz młotem katolską hołotę” i „katolicy precz do Watykanu”? Czy może jednak wówczas uznano by, że przekraczana jest miara, bo to już nie deliberacja, nie rozmowa, nie poglądy – a zastraszanie i nienawistny, niedopuszczalny w społecznej debacie kryminalny jazgot? Warto odpowiedzieć sobie na to pytanie, bowiem moc prawa staje się prawa niemocą, gdy zobowiązani do jego stosowania mylą jego hierarchię i porządki.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. „I had a dream…” Marzę żebyście w jakikolwiek sposób doznali krzywdy od tych „biednych imigrantów”. Wtedy może otworzą się wam te zaszłe pizdą oczy.

  2. to narodowo-klerykalno-faszystowskie bydło należy tępić. i pokojowo i przemocą. jak wszy i owsiki.

  3. No tutaj to pani Płatek ostro poleciała. W jaki sposób okrzyk „na drzewach zamiast liści będą wisieć islamiści” ma dotyczyć 2000 chrześcijan, których mamy zaimportować?

    1. To pytanie chyba nie do niej.Tylko do polmózgów( uprzejmosc).

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Czego człowiek lewicy nie usłyszy od parlamentarnej „lewicy”

W gazecie Adama Michnika wiele lat temu padły ze strony red. Ewy Milewicz powszechnie zapa…