Site icon Portal informacyjny STRAJK

Nieprzyjemna recydywa

Fotografia J. Samolińskiej

Justyna Samolińska, foto: Bojan Stanisławski

„Pobyt w więzieniu ma nie być przyjemny” – mówi Prawo i Sprawiedliwość, szykując kolejną koszmarną reformę – tym razem w więziennictwie. Kolejny raz – tak jak choćby w przypadku edukacji – gra na tanich chwytach: na emocjach czytelników tabloidów, kompletnie – jak się zdaje – nie zastanawiając się nad skutkami własnych działań.

Na początek podajmy kilka faktów dotyczących polskiego więziennictwa. Polska ma największą populację osadzonych spośród państw Unii Europejskiej – w aresztach i zakładach karnych w 2014 roku znajdowało się ponad 86 tys. ludzi. To mniej więcej tak, jakby ktoś wsadził za kraty całe Jastrzębie Zdrój albo Jelenią Górę. Mamy też jeden z najwyższych wskaźników inkarceracji, czyli liczby skazanych na 1 tys. mieszkańców. W tym rankingu wyprzedzają nas tylko kraje poradzieckie: Łotwa, Litwa i Estonia. Warunki w polskich więzieniach – wbrew obiegowej opinii o luksusach i wygodzie – urągają ludzkiej godności. Cele są przeludnione, brakuje mydła, papieru toaletowego, dostępu do opieki zdrowotnej i psychologicznej czy terapii odwykowych.

Co chce zrobić PiS? Po pierwsze – ten aspekt sprawy nagłośniono najbardziej – odebrać więźniom możliwość intymnych spotkań z odwiedzającymi, czyli zamknąć tzw. „cele miłości” („Nie będą się ruchać za nasze pieniądze” – zagrzmi z pewnością z zachwytem elektorat). Drugą rzeczą ma być odebranie telewizorów i odtwarzaczy DVD. Trzecim – najbardziej chyba absurdalnym i szkodliwym – wysłanie wszystkich więźniów do pracy przymusowej, oczywiście nieodpłatnej. Wszystkiemu temu przyświeca jeden cel – odebranie przyjemności, rozprawienie się z wyobrażonymi przez PiS leniami za kratami, którzy siedzą na kanapach, oglądają telewizję, raz na miesiąc uprawiają seks z żoną i ogólnie mają za dobrze.

Jednocześnie są to działania w prostej linii prowadzące do tego, żeby utrudnić skazanym życie po wyroku. Prawo i Sprawiedliwość, odmawiając skazanym seksu z przebywającymi na wolności partnerkami, zmniejsza szanse na to, że związek przetrwa odsiadkę, że skazany będzie miał gdzie wracać, że ktoś mu pomoże wyrobić nowy dowód, znaleźć pracę, że będzie miał gdzie spać. Odbierając DVD, odcina kontakt z kulturą, telewizję – ze światem, z polityką, z rzeczywistością pozawięzienną, którą osadzony będzie rozumiał jeszcze gorzej po wyjściu zza krat.

Najgorsze w skutkach byłoby jednak zmuszenie wszystkich zdolnych do niej więźniów do nieodpłatnej pracy, oznacza bowiem uniemożliwienie pracy płatnej. Obecnie o jakiekolwiek zajęcie starają się ponad 2/3 więźniów, pracuje 32 proc. – a więc mniej niż co drugi zgłaszający się. 12 proc. pracuje odpłatnie, często w niepełnym wymiarze godzin i za grosze (średnia w 2013 r. wynosiła 1300 zł brutto). Więźniowie spłacają w ten sposób długi i oszczędzają na czas po opuszczeniu zakładu, praca ma też potężną moc resocjalizacyjną. Znacząco zwiększa szanse skazanego na to, że po odbyciu kary nie będzie bezrobotny. Obecnie możliwość podjęcia odpłatnej pracy jest przywilejem, przynależnym tym najlepiej się sprawującym, jest motywatorem, szansą. W ramach obcinania „przyjemności” Prawo i Sprawiedliwość chce ją więźniom odebrać.

Osadzeni to wdzięczna grupa do tego, żeby pokazywać na niej swoją siłę, niezłomność, twardą rękę. Są całkowicie bezbronni. Nie wyjdą na ulice, nikt nie będzie słuchał ich protestów, nikt się za nimi nie wstawi. Zresztą nie tylko o nich chodzi. Za to, że osoby wychodzące z więzień będą miały gorszy kontakt z rodzinami, że będą bardziej zagubione, oderwane od rzeczywistości, że trudniej im będzie znaleźć pracę – zapłacimy my wszyscy. Bo tym bardziej prawdopodobne będzie to, że wrócą do kradzieży czy rozbojów.

Exit mobile version