Kiedy pierwszego kwietnia bieżącego roku Elon Musk zdecydował się udostępnić autorski żart primaaprilisowy na Twitterze, najprawdopodobniej nie spodziewał się skutków swojej decyzji, drastycznego spadku cen akcji Tesli. Żart o bankructwie spółki niebezpiecznie stał się mniej zabawny.
Przykład ten dobrze podsumowuje absurdy nieregulowanego systemu kapitalistycznego, w którym żyjemy. Jeden człowiek wznieca falę, globalny kapitalizm umożliwia alienację kapitału w rękach najbogatszych na taką skalę, że jednostka może odpowiadać za niewyobrażalnie dużą część działań na rynku. W ich posiadaniu zatem znajduje się siła decyzyjna dotycząca większości aspektów życia codziennego. Taka dysproporcja majątkowa nie tylko sprowadza ryzyko skrajnie nieodpowiedzialnych i nieprzewidywalnych działań, ale ponadto uderza w podstawy demokracji. Cóż to zresztą za demokracja, jeżeli jednostka posiada moc do decydowania o świecie większą niż miliony?
Konieczność istnienia prywatnych inwestorów to częsty argument, który ma uzasadniać nieodpowiedzialne i niemoralne gromadzenie największych kapitałów przez najbogatszych. Skrajna eskalacja nierówności społecznych, nieuchronny efekt braku regulacji, przeczy jednak fundamentalnie idei liberalnej samorządności jednostki. Jako, że najczęściej, jeżeli nie zawsze, bogatych bronią ci popierający model gospodarczy z państwem minimum, dochodzimy do pewnego rodzaju poglądowej sprzeczności. Pożądając niczym nieograniczonej wolności jednostki, zezwalają na ograniczanie tejże wolności przez inne indywidua. Jest to trwała przywara gospodarki leseferystycznej. Naturalnie wspierając monopolizację i koncentrację kapitału w rękach najbogatszych, prowadzi ona do zaprzeczenia swoim ideom i ograniczenia wolności przez prywatne spółki.
Mówiąc szerzej o nierównościach i alienacji majątkowej bogatych od ubogich — bogaci zyskują coraz większą decyzyjność o tym, co m.in. akurat jest produkowane i w jakich ilościach. Czy nie byłoby znacznie korzystniejszym, gdyby całe społeczeństwo egalitarnie wybierało, co akurat dla niego jest potrzebne? Wpisuje się to nie tylko w zasadę “każdemu według potrzeb”, ale także w podstawy korelacji między popytem i podażą. Pod uwagę oczywiście trzeba wziąć niepełną świadomość wyboru, manipulację reklamą. Ale mimo wszystko jest to lepszy stan, niż ten, w którym jeszcze większa część możliwości decyzji zostaje odebrana. Stan mniej zmonopolizowanej gospodarki kapitalistycznej możemy potraktować jako w pewnym sensie okres przejściowy. Pełna władza nad wyborami konsumpcyjnymi ze zminimalizowanym wpływem zewnętrznej manipulacji, wpisuje się w charakterystykę ustroju socjalistycznego. Bo dopiero społeczna własność środków produkcji oddaje demokratyczną kontrolę nad tym, co na rynku aktualnie się znajduje. Jest to stan skrajnie różny od obecnej zmonopolizowanej gospodarki kapitalistycznej. Ponadto system kapitalistyczny naturalnie prowadzi, prędzej czy później, do monopolizacji. Na ile możemy dziś realnie liczyć? Przynajmniej częściowe wprowadzenie elementów socjalistycznych nie jest niewykonalne, ani tym bardziej nieracjonalne. To, że w obliczu wyniszczających kryzysów dotąd tego nie zrobiono, to raczej rezultat zaciekłości obrońców „starego porządku” i słabości samych socjalistów niż tego, że takie rozwiązanie jest poza zasięgiem.
Wracając jednak do kapitalizmu, z którym wciąż się zmagamy: alienacja kapitału nieuchronnie prowadzi do blokady rozwoju możliwości inwestowania. W przypadku istnienia oligopolu znacząco zmienia się sposób reagowania przedsiębiorców na wszelkie zmiany. Te specyficzne warunki mogą zapobiec pełnemu zatrudnieniu wszystkich czynników, mimo wpływu dodatniego efektu pieniężnego i nieelastycznych spekulacji cenowych. W uproszczeniu: narzędzia i środki produkcji przestają być efektywnie wykorzystywane, nieadekwatnie do poziomu zapotrzebowania na nie. Niezbędne efekty ekspansji oraz substytucji mogą zostać osłabione lub mogą w ogóle nie działać. Efekt ekspansji może zostać udaremniony przez brak reakcji ze strony wielkości wytwarzanych dóbr na obniżkę kosztów wywołaną zmianami cenowymi. Z podobną sytuacją mamy do czynienia przy zmniejszeniu nadwyżki popytu na rezerwy kasowe. Warunki ograniczone, spowodowane monopolizacją, skutecznie oddziałują na substytucję dóbr. Z tej nieco skomplikowanej kwestii możemy wyciągnąć proste wnioski i potwierdzić te wcześniejsze: nierówności nie tylko bezpośrednio szkodzą jednostkom, ale także pociągają za sobą szkody dla gospodarki. Nietrudno dojść do tego, że rozwiązaniem problemu jest przeciwdziałanie nierównościom majątkowym. Powinno iść to w parze ze stopniowym uspołecznieniem rynku inwestycji. W taki sposób doprowadzić możemy do największej i najbardziej świadomej responsywności na zmiany rynkowe.
Czy przejęcie rynku inwestycji przez państwo, całkowicie bądź w jakimś umiarkowanym stopniu, umożliwiłoby rozwiązanie problemu? Myślę, że powinniśmy się oprzeć na rozsądnym i stopniowym wkraczaniu państwa w tę kwestię. Wystrzegać się powinno przede wszystkim błędów prywatnego sektora, czyli nie dopuścić do skrajnej monopolizacji w tym aspekcie. Wtedy mamy szanse na zwiększenie responsywności akcji, względem czynników gospodarczych. Należy zatem stopniowo dążyć do regulacji i interwencjonizmu na tym poletku. Dodatkowo pośrednio pożądane jest uspołecznienie i ułatwienie korzystania z dóbr inwestycyjności szerszej części społeczeństwa. Dla zabezpieczenia przed monopolizacją należy z jednej strony zwalczać nierówności majątkowe i alienację kapitału, a z drugiej postawić na częściową decentralizację.
Najbogatsi miliarderzy, tak zwany jeden procent, to nie nasi bohaterowie. Nie są niezbędni, a ich obecność wręcz szkodzi rozwojowi zarówno gospodarczemu, jak i społecznemu. Skrajne nierówności to główny oponent demokracji. Ich zwalczanie to okaz największej dbałości o demokratyczne idee. Jeżeli ktoś określa siebie jako demokratę, a otwarcie wspiera dysproporcje majątkowe, nie jest konsekwentny w swoich działaniach. Dążenie do egalitaryzmu i sprawiedliwości społecznej to podstawowy cel jaki powinniśmy obrać. Interes społeczny jest na tyle ważny, że nie powinien dziwić nikogo. Jednak to bogaci są w mainstreamie wciąż bronieni i usprawiedliwiani. My powiedzmy jasno: nie są nam potrzebni!