Dziś będę miał niewiele roboty z pisaniem komentarza dnia, gdyż większa jego część będzie składać się z cytatu. I zagadki: kto to napisał?
„Świat istnieje dla wszystkich, ponieważ my wszyscy, istoty ludzkie, rodzimy się na tej ziemi z taką samą godnością. Różnic koloru, religii, zdolności, miejsca pochodzenia, miejsca zamieszkania oraz wiele innych nie można przedkładać lub wykorzystywać do uzasadnienia przywilejów dla niektórych, kosztem praw wszystkich. Dlatego też jako wspólnota jesteśmy zobowiązani do zapewnienia, aby każdy człowiek żył godnie i miał odpowiednie szanse pełnego rozwoju. (…)
Zasada wspólnego używania dóbr stworzonych przez wszystkich jest „pierwszą zasadą całego porządku społecznoetycznego” i jest to prawo naturalne, pierwotne i pierwszorzędne. (…) Prawo do własności prywatnej może być uznane jedynie za wtórne prawo naturalne i wywodzi się z zasady powszechnego przeznaczenia dóbr stworzonych, co ma bardzo konkretne konsekwencje, które muszą znaleźć odzwierciedlenie w funkcjonowaniu społeczeństwa. Często jednak zdarza się, że prawa wtórne stawiane są ponad prawa priorytetowe i pierwotne, co sprawia, że nie mają one żadnego praktycznego znaczenia”.
To fragment ostatniej encykliki papieża Franciszka „Fratelli Tutti” (o braterstwie i przyjaźni społecznej) z tak mocnym wskazaniem podrzędności statusu własności prywatnej.
Dyżurnych nieprzyjaciół Pana Boga od razu uprzedzam: mam własne zdanie dotyczące roli Kościoła we wspólnocie, udziału w budowaniu niesprawiedliwych społeczeństw i niegodziwości jego funkcjonariuszy. Mam też własne zdanie dotyczące ludzkiej potrzeby wiary. Zróbcie więc 100 przysiadów i dajcie sobie na wstrzymanie.
Z zazdrością jednak konstatuję, że taką właśnie pełną wad i poddawaną słusznej krytyce strukturę stać na podjęcie w najważniejszym dokumencie najważniejszego jej funkcjonariusza próby zmierzenia się z najważniejszymi problemami dygocącego w agonii kapitalistycznego świata. Bowiem kwestia własności i sprawiedliwości społecznej jest obecnie fundamentalna w konstruowaniu obrazu przyszłości, jeśli mamy ocaleć jako gatunek. Zazdrość bierze się stąd, że lewica w moim kraju na razie pęta się w działaniach ważnych, potrzebnych, a jednak obok głównego nurtu stojących przed ludźmi wyzwań. Nie słyszę nic od nikogo o własności, sprawiedliwości, kształcie społeczeństwa. A mamy przecież instytuty, nawet dość zacne, think tanki, spośród których być może dałoby się znaleźć ze dwa, które nie koncentrują się tylko na liczeniu i dzieleniu grantów. Nic nie wiem, jaka jest wizja lewicy na najbliższe 30-50 lat. Czego ona chce?
Zamiast tego mam przedstawiciela jednej z najbardziej zasłużonych partii lewicowych, który bez cienia wstydu mówi, że jest za kapitalizmem i gospodarka rynkową, mam ważne, potrzebne, ale jednak obok, protesty skupiające się na kwestiach tożsamościowych i nieprzekonujące stękania, że chcemy być jak Skandynawia, nie rozumiejąc ani jej historii, ani konstruktu społecznego i mentalności.
Ten lęk przed zmierzeniem się z kardynalnymi zagadnieniami doprowadzi lewicę do samozagłady.