W przeciwieństwie do Pauliny Młynarskiej nie uważam, że Juliusz Machulski powinien przeprosić za „Seksmisję”. Dlatego, że przywoływanie stereotypów i granie nimi w tekście kultury nie jest tożsame z ich powielaniem i gloryfikowaniem.
„Seksmisja” nie jest filmem, który uczy braku szacunku wobec kobiet per se. Jest filmem, który w mistrzowski sposób obnaża zarówno absurdalne „kobiece” jak i „męskie” postawy. W sposób karykaturalny i kabaretowy punktuje zarówno zafiksowane na swoich prawach radykalne działaczki („Kopernik była kobietą!”), ale i stereotypowego „pana i władcę całej wsi” („a co, może Curie-Skłodowska też?!”).
Ośmieszony zostaje maczyzm, który uosabia postać Maksia i ośmieszony zostaje bezwolny „inteligent-wrażliwiec-okularnik”, którego uosabia Albercik. Sam już fakt używania tych imion w formie zdrobniałej pokazuje, że reżyser ma do męskich postaci dystans, pokazuje ich z pewną dozą politowania, pastwi się nad „męską logiką” („Nas? Bohaterów? Prądem?”), wyśmiewa bezmyślny kult siły i seksu („żeby facet nie mógł z gołą babą w windzie!”; „Nie wstanę! Tak będę leżał!”). Moim zdaniem jest to film jak najbardziej „równościowy” – ostrze sarkazmu wymierza sprawiedliwie w obie płcie. Czy zakończenie filmu też jest według Pauliny Młynarskiej seksistowskie? Czy ukazany w filmie seks – za obopólną zgodą, radosny, partnerski – też jest patriarchalnym przeżytkiem? Rozumiem, że tylko i wyłącznie „zwycięstwo kobiet” byłoby zakończeniem „nieseksistowskim” i satysfakcjonującym? Czy w ogóle musimy włączać tu kategorię „kto górą”? Czy nie można po prostu śmiać się z karykaturalnie przedstawionych sytuacji i postaci? Czy z kobiecych przywar artyście kpić nie wolno?
Wreszcie – dlaczego Machulski ma brać odpowiedzialność za to, że dzisiejsza władza próbuje ograniczać prawa kobiet? Czy ma Pani dowód na to, że występuje jakaś korelacja pomiędzy oglądaniem „Seksmisji” w młodości i dzisiejszymi decyzjami politycznymi? Nie popadajmy w paranoję. Kopernik nie była kobietą. Curie-Skłodowska – owszem. Istnieją fanatyczne działaczki, które pod płaszczykiem wolności wyboru również wpychają kobiety w pewne sztywne ramy i nakazują jeden „słuszny” sposób postrzegania świata. Istnieją maczo, którzy traktują kobiety przedmiotowo i nie liczą się z ich uczuciami, odmawiają podmiotowości. Wreszcie istnieją ludzie tacy jak filmowy Albercik – bojący się podjęcia jakiejkolwiek inicjatywy, załatwiający wszystko rękami innych, nie potrafiący dać nic od siebie, unikający wszelkiej odpowiedzialności. Wszystkie te postaci spotykamy w codziennym życiu, wszystkie te postawy – i wiele więcej – ukazuje w krzywym zwierciadle film.
Żarty nie mogą nas śmieszyć tylko wtedy, kiedy są wygodne i nie są wymierzone w nas samych – bo to się nazywa cenzura. W ruchu feministycznym (jak w każdym innym!) jest wiele postaci promujących postawy agresywne i skrajne. Wypowiedź Pauliny Młynarskiej o „Seksmisji” również uważam za przejaw zbytniego zacietrzewienia. Protestuję, kiedy grupa przemądrzałych mężczyzn mówi mi, co dla mnie dobre i co ma mnie śmieszyć. Będę protestować również wtedy, kiedy będzie mi to mówić grupa przemądrzałych kobiet. Bo tu jest właśnie mój wybór i moja kobieca wolność.
Prócz tego – w takim radykalnym podejściu jest coś z paternalizmu (kobiety są na tyle głupie, że nie załapią żartu bardziej subtelnego niż te z serii o blondynkach i policjantach, łykną wszystkie patriarchalne klisze jak im nie pokażemy paluszkiem: „o tu, tu was, siostry, obrażają!”). Nie zapominajmy też, że „Seksmisja” musiała już jedną cenzurę ominąć i w istocie stanowiła paszkwil na władzę – każdą władzę totalną.