24 osoby nie żyją, a 23 zostały ranne po pierwszym od trzech miesięcy dużym zamachu bombowym w Maidiguri, stolicy stanu Borno. Dwie samobójczynie wysadziły się w czasie porannych modłów w meczecie.
Pierwsza z kobiet weszła do środka świątyni i tam zdetonowała ładunek wybuchowy; druga czekała przed wejściem na uciekających wiernych. – Przeżyliśmy tylko dlatego, że się spóźniliśmy – mówił Umar Usman, mieszkaniec Maidiguri. – Byliśmy kilkaset metrów od meczetu, kiedy usłyszeliśmy głośny huk, potem dookoła był już tylko czarny dym i walające się ciała – dodaje.
Zamach w Maidiguri jest pierwszą tak dużą masową zbrodnią w tym roku. Ostatni atak na stolicę miał miejsce 28 grudnia 2015 roku, Boko Haram, terroryzujące północną Nigerię, dokonywało w tym czasie głównie najazdów na wsie i niewielkie miasta. Prezydent kraju, Muhammadu Buhari, obiecał zakończyć wojnę domową i rozbroić śmiertelnie niebezpieczną sektę do końca zeszłego roku, jednak mimo wysiłków i niezaprzeczalnych sukcesów, terroryści wciąż stanowią śmiertelne zagrożenie.
Jak twierdzą siły rządowe, w ciągu ostatniego miesiąca dziesiątki członków Boko Haram poddały się. Buhari twierdzi, że to skutek sukcesywnego odcinania bojowników od zasobów – zarówno jeśli chodzi o broń i amunicję, jak i żywność. Prezydent twierdzi też jednak, że udało się wyplenić zamachowców ze wszystkich miast, łącznie z najbardziej zagrożonym atakami Maidiguri. Środowa tragedia wskazuje niestety wyraźnie, że władze kraju ogłaszają swoje sukcesy mocno na wyrost.
Od 2009 roku, kiedy Boko Haram rozpoczęło wojnę domową, z rąk terrorystów zginęło ponad 20 tys. ludzi, z których większość stanowili cywile.