Ponad 20 dni trwa protest personelu branży hotelarsko-gastronomicznej w Norwegii. Pracownicy domagają się wyższych pensji. Cieszy uczestnictwo Polek i Polaków w akcji strajkowej.
Płace szeregowych pracowników w norweskich hotelach, barach czy restauracjach zaliczają się do najniższych na tamtejszym rynku pracy. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest spory odsetek pracowników napływowych, którzy godzą się na niższe wynagrodzenia bądź też pracują na czarno. Zarobki kształtują się na poziomie 22 tys. koron, co w przeliczeniu na polską walutę daje astronomiczną kwotę 10,3 tys. złotych, jednak trzeba wziąć pod uwagę, że zarówno płace jak i koszty życia w Kraju Fiordów są znacznie wyższe.
Od trzech tygodni związek zawodowy Fellesforbunde, zrzeszający właśnie pracowników hoteli i gastronomii, prowadzi strajk, którego głównym postulatem jest podwyżka wynagrodzeń oraz ukrócenie procederu zatrudniania bez umowy. Na ulicach norweskich miast regularnie odbywają się pikiety, wiece i demonstracje. Związkowcom chodzi również o przestrzeganie obowiązku odprowadzenia składek emerytalnych od pierwszej wypłaty, a także o wprowadzenie trybu negocjacji poziomu płac na poziomie lokalnym, zamiast, tak jak dotychczas, na poziomie krajowym, gdzie podczas rozmów pomiędzy przedstawicielami biznesu a centralami związkowymi, nie zawsze jest respektowany głos zwykłego pracownika.
W strajku uczestniczy kilkudziesięciu Polaków. Jednym z nich jest Przemysław Rogala, który na co dzień jest zatrudniony w hotelu sieci Thon w Oslo. Polak akcentuje, że podstawowym problemem jest praca bez umowy, co przekłada się na brak bezpieczeństwa ekonomicznego i wykluczenie z systemu opieki socjalnej. Rogala jest również przewodniczącym stowarzyszenia Polakker i Norge, które zajmuje się zachęcaniem Polaków do idei uzwiązkowienia w Norwegii. –
– Członkostwo w związkach zawodowych minimalizuje ryzyko nadużyć ze strony pracodawcy, bo w razie problemów związki zawodowe służą wsparciem – mówi Rogala.