Po latach rządów neoliberalnej prawicy na antypodach powiał wiatr zmian. Na czele nowozelandzkiego rządu stanęła przedstawicielka radykalnego skrzydła lokalnej socjaldemokracji. Jacinda Ardern została poppolityczną idolką obywateli kraju kiwi, mimo, że otwarcie kwestionuje założenia wolnorynkowego konsensusu.

37-letnia polityczka została już okrzyknięta nadzieją światowej lewicy. Niektórzy porównują ją do Emmanuela Macrona czy do Justina Trudeau, który zresztą złożył jej gratulacje podczas rozmowy przez Skype’a. W przeciwieństwie do wymienionych polityków Ardern nie zamierza jednak prowadzić liberalnej polityki gospodarczej, używając postępowego kursu w obyczajówce jako zasłony dymnej. W swoich inauguracyjnym wywiadzie szefowa rządu określiła porządek kapitalistyczny jako „całkowite niepowodzenie”, po czym wytoczyła ciężkie armaty w postaci wskaźników procenta obywateli żyjących poniżej minimum socjalnego, narastającego problemu bezdomności czy zjawiska „pracujących biednych”. Mówiła też o slumsach, rozrastających się po obrzeżach aglomeracji Auckland i Wellington. – Jak można mówić o sukcesie, gdy osiągamy wzrost na poziomie ok. 3 proc. (PKB), ale jednocześnie mamy największy wskaźnik bezdomności wśród krajów rozwiniętych? – pytała, drwiąc z głównego motywy kampanii poprzedniego premiera Billa Englisha, który chwalił się stałym wzrostem gospodarczym.

Liderka laburzystów będzie najmłodszą szefową rządu w historii Nowej Zelandii. Jej droga do „pszczelego ula” (nazwa siedziby premiera) wiodła dość szczęśliwą drogą. Podczas kampanii wyborczej Ardern była najbardziej autentyczną i lubianą postacią ze świata polityki. Jej ugrupowanie zajęło jednak drugie miejsce, dając się wyprzedzić Partii Narodowej Nowej Zelandii (NP), która od 10 lat była hegemoniczną siłą polityczną w kraju. Tym razem jednak prawica nie zgromadziła większości pozwalającej na samodzielne rządzenia, a żadna z pozostałych formacji nie kwapiła się do zawiązania sojuszu z ugrupowaniem Billa Englisha. Inicjatywa przeszła zatem w ręce Labour Party (LP), która pod wodzą Ardern podjęła rozmowy o koalicji z nacjonalistyczną partią Najpierw Nowa Zelandia. Negocjacje zakończyły się podpisaniem porozumienia. Nowy rząd będzie wspierany również przez miejscowych Zielonych Warto podkreślić, że nacjonalizm w Nowej Zelandii nie oznacza nienawiści wobec mniejszości, lecz dążenie do autonomii gospodarczej i zerwania postkolonialnych więzi z Wielką Brytanią (formalnie najwyższym urzędem nadal jest mianowany z Londynu gubernator).

Co zamierza zmienić nowa premier? Ardern zapowiedziała uruchomienie wielkiego programu walki z bezdomnością, budową tanich domów pod wynajem oraz podwyższenie płacy minimalnej. Nowa Zelandia pod jej przywództwem ma również wrócić do czołówki państw walczących z globalnym ociepleniem.
W wyborach z 23 września do liczącego 120 miejsc jednoizbowego parlamentu prawica zdobyła 56 mandatów, laburzyści- 46, NZF – dziewięć, a GPA – osiem. Jeden mandat uzyskała skrajnie liberalna partia ACT Nowej Zelandii.
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…